„Uspokój się, Phil!
Natychmiast!”pomyślał, ale nie mógł się przestać śnić na
jawie. Nieważne ile razy powtarzał sobie, że to tylko kawa i tak
jego mózg wpływał na niebezpieczne wody fantazji. Spojrzał w
lustro, nie było to oficjalne spotkanie, więc po prostu założył
jeansy i t-shirt(ten gładki, a nie z rysunkiem tarczy). No i zaraz
się spóźnij... Phil wybiegł z mieszkania.
***
-Cześć.-powiedział przysiadając się
do Steve'a w kawiarni.
-Hej.-uśmiech-Chciałem wyjaśnić tą
sytuację z zeszłego tygodnia...
Aaa... o to chodzi. Mowa o tym jak po
bitwie Avengers' i się pokłócili tak, że poprzednia bitwa z
wrogiem to był pikuś. Steve próbował ich wszystkich uspokoić,
wyglądając przy tym jak nadopiekuńcza niania. Clint postrzelił
Thora, a ten nie pozostał dłużny trafiając go piorunem. Hulk
wyrwał wszystkie hydranty i latarnie w jego zasięgu, a Tony Stark
już spoczywałby na cmentarzu gdyby nie jego zbroja. Natomiast
Natasza urządziła sobie strzelnicę z ruchomymi celami. Na
szczęście nikt nie zginął.
-Właściwie to o co wam poszło?
-Eee... W sumie to o nic. Thor
stwierdził, że fiolet to dziewczyński kolor, Clint się obraził,
Natasza wspomogła Thora, a Tony poparł Clinta w obrażaniu się.
Natomiast Hulk bla, bla, bla...
Oczywiście Blondyn wcale nie mówił
„bla, bla, bla...”, ale Phil tyle z tego słyszał. Widział
jedynie złote włosy Kapitana, jego niesamowite błękitne oczy.
Słyszał jedynie ten cudowny głos. Mógłby go teraz pocałować,
przytulić i trwać tak do końca świata. Mógłby mówić mu, że
go kocha przez wieczność. Mógłby...
-Phil, słuchasz mnie?-Steve przybrał
opiekuńczy wyraz twarzy-Jesteś strasznie czerwony. Dobrze się
czujesz? Wezwać lekarza?
-Nie, nie! Skąd, czuję się
świetnie.-próbował uspokoić wciąż zaniepokojonego rozmówcę.
-Na pewno...?-Kapitan nie dawał się
przekonać.
-Tak spoko wszystko ok!-uśmiechnął
się.
-To dobrze... A właśnie znalazłem
ostatnio świetne miejsce. Chcesz się przejść?
-Ekham...Jasne!
***
Miejsce rzeczywiście było świetne. Z
ławki, na której siedzieli było widać Brooklyn, właściwie to
widok był piękny.
-Fajnie się tutaj rysuje.-oznajmił
Steve wyciągając z torby zeszyt. Phil zauważył tam jeszcze
teczkę.
-Co to?-spytał wskazując na nią.
-A, to tylko szkice.
-Mogę zobaczyć?-spróbował przybrać
wyraz twarzy proszącego szczeniaka.
-Eee... Dobrze, ale to nic specjalnego.
Nie jestem profesjonalnym artystą.
-Wiem, dzięki.
Wystarczyło jednak tylko spojrzeć na
te „szkice”, żeby stwierdzić iż są niesamowicie dokładne i
piękne. Phil przeglądał je z otwartymi ustami, aż trafił na
jeden, który szczególnie mu się spodobał. Był to jego portret.
„A pewnie portretuje wszystkich współpracowników”pomyślał.
Jednak nie znalazł szkicu przedstawiającego innego członka
zespołu, tyko on i to w paru egzemplarzach. W końcu Steve
zainteresował się długim milczeniem Phila.
-Co teraz oglądasz? O nie!-Blondyn
wyrwał Brunetowi rysunki-Byłem pewien, że schowałem to gdzie
indziej!-pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że powiedział
to na głos.
-Masz talent!-stwierdził Phil-Ale nie
jestem najlepszym tematem, mam za mało włosów.
-Żartujesz!?! Przecież masz świetne
włosy!-wtedy uświadomił sobie co powiedział i uderzył się
dłonią w czoło.
-Dzięki, ale ja tak nie uważam. Ty
masz fajne włosy, złocisty blond. A wiesz co? Sam chciałbym ci coś
pokazać!-w zasadzie to nie miał pojęcia co robi.
-A co to taki...!!!-Phil pociągnął
Steve'a za koszulę i pocałował go. Gdy się oderwał spodziewał
się raczej uderzenia w twarz niż tego co naprawdę się wydarzyło.
Blondyn chwycił głowę Bruneta i teraz to on kontrolował
pocałunek. A to wszystko działo się naprawdę, a nie w marzeniu,
czy śnie...