piątek, 18 kwietnia 2014

Szkice (setve x phil)

„Uspokój się, Phil! Natychmiast!”pomyślał, ale nie mógł się przestać śnić na jawie. Nieważne ile razy powtarzał sobie, że to tylko kawa i tak jego mózg wpływał na niebezpieczne wody fantazji. Spojrzał w lustro, nie było to oficjalne spotkanie, więc po prostu założył jeansy i t-shirt(ten gładki, a nie z rysunkiem tarczy). No i zaraz się spóźnij... Phil wybiegł z mieszkania.

***
-Cześć.-powiedział przysiadając się do Steve'a w kawiarni.
-Hej.-uśmiech-Chciałem wyjaśnić tą sytuację z zeszłego tygodnia...
Aaa... o to chodzi. Mowa o tym jak po bitwie Avengers' i się pokłócili tak, że poprzednia bitwa z wrogiem to był pikuś. Steve próbował ich wszystkich uspokoić, wyglądając przy tym jak nadopiekuńcza niania. Clint postrzelił Thora, a ten nie pozostał dłużny trafiając go piorunem. Hulk wyrwał wszystkie hydranty i latarnie w jego zasięgu, a Tony Stark już spoczywałby na cmentarzu gdyby nie jego zbroja. Natomiast Natasza urządziła sobie strzelnicę z ruchomymi celami. Na szczęście nikt nie zginął.
-Właściwie to o co wam poszło?
-Eee... W sumie to o nic. Thor stwierdził, że fiolet to dziewczyński kolor, Clint się obraził, Natasza wspomogła Thora, a Tony poparł Clinta w obrażaniu się. Natomiast Hulk bla, bla, bla...
Oczywiście Blondyn wcale nie mówił „bla, bla, bla...”, ale Phil tyle z tego słyszał. Widział jedynie złote włosy Kapitana, jego niesamowite błękitne oczy. Słyszał jedynie ten cudowny głos. Mógłby go teraz pocałować, przytulić i trwać tak do końca świata. Mógłby mówić mu, że go kocha przez wieczność. Mógłby...
-Phil, słuchasz mnie?-Steve przybrał opiekuńczy wyraz twarzy-Jesteś strasznie czerwony. Dobrze się czujesz? Wezwać lekarza?
-Nie, nie! Skąd, czuję się świetnie.-próbował uspokoić wciąż zaniepokojonego rozmówcę.
-Na pewno...?-Kapitan nie dawał się przekonać.
-Tak spoko wszystko ok!-uśmiechnął się.
-To dobrze... A właśnie znalazłem ostatnio świetne miejsce. Chcesz się przejść?
-Ekham...Jasne!

***
Miejsce rzeczywiście było świetne. Z ławki, na której siedzieli było widać Brooklyn, właściwie to widok był piękny.
-Fajnie się tutaj rysuje.-oznajmił Steve wyciągając z torby zeszyt. Phil zauważył tam jeszcze teczkę.
-Co to?-spytał wskazując na nią.
-A, to tylko szkice.
-Mogę zobaczyć?-spróbował przybrać wyraz twarzy proszącego szczeniaka.
-Eee... Dobrze, ale to nic specjalnego. Nie jestem profesjonalnym artystą.
-Wiem, dzięki.
Wystarczyło jednak tylko spojrzeć na te „szkice”, żeby stwierdzić iż są niesamowicie dokładne i piękne. Phil przeglądał je z otwartymi ustami, aż trafił na jeden, który szczególnie mu się spodobał. Był to jego portret. „A pewnie portretuje wszystkich współpracowników”pomyślał. Jednak nie znalazł szkicu przedstawiającego innego członka zespołu, tyko on i to w paru egzemplarzach. W końcu Steve zainteresował się długim milczeniem Phila.
-Co teraz oglądasz? O nie!-Blondyn wyrwał Brunetowi rysunki-Byłem pewien, że schowałem to gdzie indziej!-pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że powiedział to na głos.
-Masz talent!-stwierdził Phil-Ale nie jestem najlepszym tematem, mam za mało włosów.
-Żartujesz!?! Przecież masz świetne włosy!-wtedy uświadomił sobie co powiedział i uderzył się dłonią w czoło.
-Dzięki, ale ja tak nie uważam. Ty masz fajne włosy, złocisty blond. A wiesz co? Sam chciałbym ci coś pokazać!-w zasadzie to nie miał pojęcia co robi.
-A co to taki...!!!-Phil pociągnął Steve'a za koszulę i pocałował go. Gdy się oderwał spodziewał się raczej uderzenia w twarz niż tego co naprawdę się wydarzyło. Blondyn chwycił głowę Bruneta i teraz to on kontrolował pocałunek. A to wszystko działo się naprawdę, a nie w marzeniu, czy śnie...