poniedziałek, 22 grudnia 2014

Drugie wcielenie 2

Steph obudziła się z potwornym bólem głowy. Właściwie to bolało ją wszystko. Wstała.
Tyle, że coś było nie tak...
Stała na czterech nogach, a zamiast stóp i dłoni miała kopyta. Spojrzała w lustro, żeby zobaczyć w tafli, białą niską klacz z żółtą grzywą i ogonem.
Nie! Tego było stanowczo za wiele!
Obudzić się w przyszłości, po siedemdziesięciu latach spędzonych w lodzie, ale to!
Obudzić się jako koń? Tego jeszcze nie było!
Zaraz przypomniała, sobie o tej kreskówce. No tej o kolorowych koniach, cokolwiek to było.
Na jej boku, było widać pędzel. „Super”!!!
Po kolejnej chwili, przypomniała sobie, że ostatnio Bruce przypadkowo nadał końskim grzywom, różne dziwne kolory.
Nawrzeszczała wtedy na niego.
Cóż...
To nadal musi być sen.
Tak.
Uderzyła się swoim „kopytem”.
-Aua!
Kiedyś koń nadepnął jej na stopę. To było podobne, tyle że oberwała w twarz.
Spróbowała jeszcze dwa razy, ale nic z tego nie wyszło.
***
Pinkie miała nadzieję, że Rarity wie, iż poruszyłaby niebo i ziemię, żeby dostać się na jej pokaz. Tyle, że siostra pani Cupcake się pochorowała i jej pracodawcy pojechali do niej. Na drugi koniec Equestrii!
Zaraz...
Różowa klacz wychyliła się przez ladę. Za oknem szła śliczna klacz, której tu jeszcze nie widziała.
-Hej! Chodź tu!
Nieznajoma odwróciła się w jej kierunku z wielką niepewnością wpisaną w oczach.
-No dalej, ja nie gryzę.-oświadczyła z typowym dla niej rozbawieniem.
Klacz podeszła z lekko przestraszoną miną i położonymi uszami.
Biedactwo-pomyślała Pinkie-co też ona mogła przejść?
-Hej!-wyjątkowo mniej radośnie niż zwykle.
-Hej.-odpowiedziała klacz. Na jej boku widniał pędzel.
-Ty tu nowa jesteś! Bombastycznie!
-Taa...-przytaknęła smutno-A w ogóle, to gdzie jestem?
-W Ponyville. Usiądź, wipij czekoladę-wcisnęła jej kubek-i poczekaj, aż skończę pracę.
Usiadła i wyprostowała się niczym gwardzista. To nie miało sensu, klaczy nie przyjmowano do gwardii.
***
-Ja też miałam tej nocy wizję. Bohaterka Dawnego Świata, powróciła do życia.
Celestia wraz z Twiglaight spacerowały ulicą Ponyville.
-I to jest ona!-wykrzyknęła księżniczka słońca, patrząc na klacz siedzącą przy oknie w kawiarnii.
Twiglight popatrzyła wpierw na księżniczkę, a potem na chuderlawą klacz, którą wskazała. Cóż... Skoro Celestia mówi, że to ona, to jest ona!

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Kolejny blog...

Ta-daa!
Blog o Avengersach!
http://avengersmbyek.blogspot.com/

Książka, czyli wizja przyszłości fandomów

Na okładce nie widać już złotych liter. Starły się. Nowe pokolenie musi ja otworzyć by poznać tytuł. Rodzice tylko się uśmiechają. Na tym się wychowali. To nad tym spędzili młodzieńcze lata. Cudowne opowieści o magii w szkołach. Krwawe wizje przyszłości, które oby się nie spełniły. Niesamowite opowieści o przygodach w tym i innych światach. Wampiry i kosmici. Klasyka w rudym wydaniu. Podróże u boków dinozaurów, na wyspach i podziemią. Słodkie historie miłosne. I tragiczne również. Opowieści o genialnych ludziach. Szczerozłota klasyka kryminału. Bakerstreat i Poriot. To wszystko co było natchnieniem.
Litery wyblakły, kartki pożółkły, a okładki zdradzają użytkowanie. To nasza młodość, to ich młodość. Niech będzie inspiracja, niech będzie ucieczka. I niechaj będzie miłością prawdziwa na całe życie.


Krótkie coś.
Od dawna nie pisałam, ale mam tyle na głowie. Tylko w tym tygodniu cztery sprawdziany.
Na święta raczej się poprawię.

wtorek, 25 listopada 2014

Dziennik Kowalskiego 4

 17 kwietnia
10.45
-Powiedzcie mi proszę, dlaczego go ze sobą zabieramy?-spytał Szef.
-Bo jestem czarujący!!!-krzyknął Julian.
-Nie, zabieramy cię dlatego, że nie chce, żebyś zniewolił swoją głupotą moich ludzi!-oświadczyła Valerii.
-To dlaczego ty jedziesz?-Szeregowy pytająco przekrzywił dziobek.
-Ponieważ chcę poźnać wroga od podszewki. A gdzie lepiej, niż w miejscu, gdzie codziennie przychodzą?
Kowalski kochał wiedzieć wszystko o wszystkim, ale przy Valerii zawsze czuł się jak ostatni głupek.
Marlenka powinna za chwile przyjść. Małe lemurki przyczepiły się do niej jak rzep do psiego ogona. Zakładały jej na głowę wianki z tropikalnych kwiatów i ogólnie traktowały jak księżniczkę.
Kowalski pomyślał, że może to być swoisty rytuał pożegnalny. Był tego już w stu procentach pewny, gdy potraktowały tak cała resztę po kolei.
12.54
Valerii rzuciła Rico mordercze spojrzenie, gdy ten wyrzygał na nią trzy sandacze.
-No dzięki! Teraz śmierdzę rybą!!!
-Pachniesz wprost przecudnie!-stwierdziła Marlenka-Słodziutko, normalnie do zjedzenia!
-Aha!-poświadczył Rico, oblizując dziób.
Lemurzyca odsunęła się z nie tęgą miną.
18 kwietnia
Żeby wyjaśnić całą sytuacje trzeba najpierw posłuchać o czym lemury rozmawiały dziś rano. (Z wyjątkiem Valerii, ona siedziała u pingwinów).
-Wiec Mourise. Posłuchaj swojego przystojnego króla. Mort nie może przeszkadzać nam na randkach z muzyczkami z Brooklyn'u.-stwierdził król-Dlatego, gdy ja będę sobie bezpieczny czekał za bramą zoo, ty wrzucisz Morta do pingwinów śmierdzacych i pobiegniesz dalej do mnie. Następnie razem pojedziemy podziemnym rydwanem na Brooklyn!
-Mówi się metro, wasza wysokość.-zauważył sługa, co prawda twierdził iż plan się nie powiedzie, ale w końcu " król Julian, ma zawsze racje" jak to twierdzi (nie)zależny ekspert.
8.50 (nie tak tajna) baza pingwinów
-Jeszcze chwile, jeszcze sekundę...-mówił uspokajająco Kowalski.
-Auuaaa! Przestań!-krzyknęła Valerii.
-I już.-oświadczył pingwin, wyjmując igłe z przedramienia lemurzycy-Pobieranie krwi nie jest takie złe.
-Jeszcze raz się do mnie zbliżysz i po tobie!-warknęła.
-Kowalski, mamy inwazje lemurów w bazie!!!-krzyknął Szef-Aaaa, igła!!!
Kowalski szybko schował strzykawkę do pudełka.
9.02
-Byłem piłką bejsbolową!-oświadczył Mort.
-Pytanie co z nim zrobimy.-stwierdził Szef.
Wszystkie oczy powędrowały w kierunku Valerii.
-Nie, nie!!!-protestowała.
-Król Julian nie pozwolił mi tknąć stopy. A dzisiaj mam urodzinki.
9.07
Valerii wyjątkowo zgodziła się zając Mortem, gdy Szeregowy przekonywał ich do urządzenia lemurowi imprezy urodzinowej.
9.07 (w zoo na Brookly'ie)
-Jesteśmy.-oświadczył król-Tylko gdzie lemurzyce?
-Lemurzyc, to ja tutaj nie widzie, ale są pingwinice.
-One pewnie, bezczelnie porwały te śliczne muzyczki. Biedactwa są teraz pewnie skrępowane w niewoli, a te ptactwa używają ich playback'u! Musimy je uratować!
10.15 Zoo w Central Park'u
-Szef natomiast poroznosi zaproszenia oświadczył Szeregowy, który okazjonalnie nimi dowodził.
Zdążył już Kowalskiemu przekazać zadanie wykonania prezentu. Rico natomiast zajmował się pirotechnikom. Dziewczyny, Marlenka i Valerii, były odpowiedzialne za katering.
-To hańbiące zajęcie dla dowódcy!-stwierdził Szef.
-W takim razie, niech Szef zajmie się dekoracjami.
-Daj te zaproszenia.-Skipper wyrwał Szeregowemu kartki z ręki.
10.37
Robot jest gotowy. Kowalski zdarzył pokryć go guma i obszyć futrem (sztucznym oczywiście).
Aktualnie sprawdzał, czy wszystko w porządku działa.
-Czy to minilermur z przerośniętymi stopami?-spytała Valerii, gdy tylko weszła do warsztatu.
-Aha.-potwierdził-Mort tak je uwielbia...
Królowa wybuchnęła śmiechem.
-Dodaj koronę na głowę.
-Już tutaj jest.
Kowalski nałożył koronę na głowę minilemura.
-Jest taka sprawa...-zaczęła Valerii-Chodzi o Szeregowego. Trochę z nim rozmawiałam i oglądałam nagrania z waszych kamer. Sadzę, że byłby świetnym naukowcem i jeszcze lepszym żołnierzem, gdybyście przestali traktować go jak dziecko. Może jeszcze czasami się tak zachowuje, ale nie jest młodym, na którego trzeba nieustannie uważać, tak jak Mort.
-Z czymś takim to do Szefa, a nie mnie.
-Ale jeśli ty zaczniesz traktować go poważniej, to Skipper też.
-Skipper mnie również nie traktuje poważnie.-zawsze mu przerywał na jego pomysły liczył tylko w czasie misji.
-Traktuje.-oświadczyła Valerii-Po prostu, dla niego mówisz po chińsku. Mam racje. Kobiety i uczucia idą w parze. Wiec mam racje.
11.13
Wszyscy szybko zebrali się na dachu bazy. Naprzeciwko nich stali Mourise i Julian, trzymani przez cztery pingwinice.
-Czy to wasze?-spytała ta z doczepionymi blond piórami.
-Niestety tak. Ale możecie sobie wziąć.-oświadczył Szef.
Najdziwniejsza, z dziobem nasmarowanym czarna pasta i różowymi podczepianymi prychnęła.
-Chyba śnisz! @#$%@#!!!
-Pink! Słownictwo!-krzyknęła ta z niebieskimi piórami.
-Kim?-spytał Kowalski.
-Koko!!! Jak miło cię widzieć!!!-podbiegła i przytuliła go-Jak tam projektowanie mody?
Pingwin zaczerwienił się, czując na sobie spojrzenia reszty towarzyszy.

C.D.N.

piątek, 17 października 2014

Dziennik Kowalskiego cz.3

16 kwietnia

zero czekolad, rozmyślań o Doris 12 (cel), wynalazków zero (ndst)
7.20
Kowalski szedł za Valerii. Widać było, że dziewczyna na prawdę stad pochodzi. Pingwin był pod wielkim wrażeniem jej znajomości nazw łacińskich.
Nagle dookoła na drzewach pojawiło się mnóstwo lemurów. A konkretnie lemurzyc.
-Królowa, królowa!-rozległy się wszędzie głosy.
Wiele z nich zbiegło z drzew i zaczęło przytulać srebrnowłosa.
-Co to na wszystkich bogów jest?!?-spytał Szef.
-Nie, to nie jest właściwe pytanie.-stwierdził Julian-Właściwe pytanie, to dlaczego te panie nazywają, ta inną panią królowa? I czemu nie zwracają uwagi na mnie?
-O-o. Ja na króla zwrócę uwagę!!!-pisnął Mort.
-Nie macie tutaj żadnych wojsk?-spytał Szef-Widzę tutaj same kobiety!
-Przecież patrzysz na wojsko. Nie ma lepszych żołnierzy.-oświadczyła Valerii-A faceci, pfff, przecież oni się nie nadają do walki!
Mówiąc to oddaliła się wraz z poddanymi, zostawiając z tyłu czterech komandosów.
8.47
Wielkie przyjęcie. W dobrym guście, nie to co na Madagaskarze. Można by to opisać jako bal. Wszędzie dookoła chodziły przystrojone piórami i liśćmi lemurzyce. Panowie natomiast nosili paski lub krawaty z wężowej skory lub pnączy. Wszystko to wyglądało tak elegancko, tak... pięknie. Kowalski zaśmiał się, gdy zobaczył, ze Skipper rozgląda się dookoła z niedowierzaniem. Marlenka nie odstępowała go na krok, przyozdobiona naszyjnikiem z muszli i sznurka.
10.37
Szeregowy dogadał się z jakimś fanem Słodkorożców. Serio?
Mort ganiał z grupka lemurzych dzieci. Miały najróżniejsze futerka, choć widać, ze niektóre miały modyfikacje genetyczne. Najbardziej rzucała się w oczy dziewczynka z wręcz neonowo żółtym futrem.
To miejsce sprawiało, ze wręcz chciało się żyć.
10.58
W jednej chwili wszyscy uczestnicy balu rozpierzchli się w rożne strony. Spomiędzy drzew wyskoczył wielki kot. Kowalski przestudiował kiedyś cała encyklopedie, ale tego gatunku sobie nie przypominał. Grzywa jak u lwa, ale pasy tygrysa.
-Lygrys!-wrzasnęła Valerii-Na drzewa! Odział dwa eskortuje cywili. Reszta za mną!
-My też pomożemy!-najwyższy pingwin wiedział, ze to szaleństwo, ale zdawał sobie też sprawę, że ta wielka góra mięśni zmiażdży lemury i zrobi z nich naleśniki.
-Tak, pokażemy temu kotku, jak bawić się wełną!-krzyknął szef.
Wszyscy, włącznie z Lygrysem, spojrzeli na niego pytająco.
-Znaczy: związać go!-poprawił się dowódca.
-Taaaaak! Kici-kici. Miałko-miał.-wycharczał Rico.
Lygrys nie miał szans, kiedy rzuciły się na niego zjednoczone siły lemurów i pingwinów.
-Dobra, przyznaje. Faceci też mogą całkiem niezłe walczyć.-oświadczyła Valerii.
-A ja nie sądziłem, ze z lemurów są tacy dobrzy wojacy.-stwierdził Skipper.
-No halo. Jak to nie wiedziałeś?-Julian podszedł do nich udając Napoleona.
-Właśnie dlatego tak nie myślałem.-odparł Szef (to zadziwiające, jak szybko może przejść z jednej osobowości na drugą).
14.12
Po zjedzeniu posiłku Valerii zaprowadziła ich do świątyni Kryształowego Sokoła. Całkiem łatwo byłoby tam dojść, gdyby Julian co chwila czegoś nie psocił.
Mort został w wiosce. Tak zdecydowanie było dla niego lepiej.
Korytarz, którym weszli był bardzo wąski, musieli w nim iść na czworakach. Jednak pierwsza komnata była niesamowita, podłoga, ściany i sufit obsypane były kryształami. Widok odbierał dech w piersi.
-Mourise, przynieś mi jeden z tych kryształów. Będzie cudownie wyglądał na barze.-rozkazał Julian.
-Nie!-krzyknęła Valerii-Rusz chodźby jeden z tych kryształów, a nie wyjdziemy stad żywi!
-A ty skąd to niby wiesz, paniusiu?
-Z legend. No i dlatego, że tutaj jest to napisane.
Wskazała na wielka kryształowa tablice z mnóstwem dziwnych znaków.
-Co to za język?-Kowalski nie mógł powstrzymać ciekawości.
-Lemurzy.-oświadczyła.
-Racja dwa, trzy znaki się różnią, ale poza tym normalny lemurzy, jak na Madagaskarze.-stwierdził Mourise.
-Moja prawo ręko. Dlaczego my posiadamy język pisany, o którym ja, poeta nie wiem?
-Nie umiesz czytać?-spytała przerażona tymi słowami królowa.
-No, oczywiście, że... nie.-odpowiedział Julian.
14.30
Ważyli kryształowe pióro na wadze. Valerii mówiła, ze to konieczne. Okey.
14.57
Szczury wzięły diament i cała konstrukcja się zawaliła. Kowalski odetchną z ulgom. Szef nie miał już swojej tajemnicy. Nastał spokój.
18.47
Valerii wrzasnęła coś po lemurzemu, a tłum odpowiedział.
-Co powiedziałaś?-spytał Kowalski.
-Salu, sali, sala. To znaczy: wschód, południe, zachód. To część rytuału celebracji dnia.
Pingwin spojrzał na nią pytająco. Uważał się za bardzo dobrze wykształconego, ale tutaj ciągle musiał zadawać pytania. To było odświeżające.
-Dzięki temu oddajemy dzięki, za kolejny przeżyty dzień. W każdej chwili możemy zginąć, dlatego każdy dzień jest ważny. Wschód to symbol narodzin. Południe, to środek życia. Natomiast wieczór to śmierć. Jednakże wieczór to też pora wschodu księżyca, to symbolizuje życie pośmiertne.
-Dziękuje, ale wszystkie nauki wykluczają istnienie jakiegokolwiek życia po życiu.
-Czasami trzeba patrzeć sercem i duszom, a nie mózgiem i oczami. Obie te rzeczy łatwo otumanić. Założysz ciemne okulary i już inaczej postrzegasz otoczenie. Przemyśl to sobie, dobrze?
W jej głosie możnaby się rozpłynać. Naprawdę.

poniedziałek, 13 października 2014

Nowe Mity 1

Franchesca (tak właśnie nazwali utworzone z krwi dziecko), była nie do ogarnięcia. W jednej chwili mogła być niemowlęciem, a w następnej kociakiem, pisakiem lub drzewkiem. Natomiast Nico zaczął wręcz ubóstwiać, każda chwile spędzona w towarzystwie Sally. Matka Percy'ego pokochała małą boginię od pierwszego wejrzenia. Uwielbiała ja karmić, myć, przebierać, przytulać i ogólnie wszystko, co matki robią ze swoimi pociechami. Sam Nico nie za bardzo wiedział jak zając się takim małym dzieckiem, chociaż próbował. Aktualnie siedział z małym, brązowym kotkiem na kolanach.
Nico miał również inna ważna rzecz do przemyślenia. Po objęciu władzy po rodzicach, zaszła pewna zmiana. Na jego plecach pojawiły się wielkie skrzydła. Nie miały one stałego koloru, zdawały się one  zmieniać wedle nastroju chłopaka. Teraz były kremowe.
Ale skrzydła nie były jedyna ważna zmiana. Nowi bogowie zamieszkali na górze Mebel. Aktualny król upierał się, ze po Atlantycku, mebel znaczy wielki. Okey, grunt to skromność.
Nowym królem został (którzby inny?) Percy. Nowi bogowie sami po wybierali sobie domeny. Percy, oczywiście woda, dosłownie cała woda (i niebieskie jedzenie). Annabeth mądrość i architektura. Leo był mechanikiem, jest mechanikiem i będzie mechanikiem. Piper, cóż jej domena są kłamstwa. Jason ma niebo i lot, a Thalia zjawiska atmosferyczne. Hazel ma bogactwa i magię. Frank to łucznik. Sophie z wielkim zadowoleniem, zaklepała sobie podziemie. Maria równie radośnie, stała się boginą piękności i zasiadła na tronie podziemia razem z Sophie.
Nico nadal nie mógł uwierzyć, ze jego matka żyje, łazi w ciele czternastolatki i wygladała tak jakby, cały świat, oprócz niego, Bianci i Sophie, nie istniał.
A może po prostu był jeszcze w szoku. To tez prawdopodobne. Z reszta jeszcze nie wybrał domeny. Nie miał pojęcia gdzie mógłby pasować.

czwartek, 2 października 2014

Koniec Mitów 12

Wszyscy na Argo II poczuli się bardzo sennie. Po chwili wszyscy upadli na podłogę i zasneli.
Dowódca potwornych wojsk wkroczył na pokład niezwykle zadowolony. Wystarczył gaz nasenny, żeby wykluczyć wszystkich z gry. Uśmiechnął się. Był sprytniejszy od półbogów.
Polecił oddziałowi zabrać Upadłego w jak najbardziej delikatny sposób. Gaja by się zdenerwowała, gdyby coś mu się stało.
***
Sophie nie nawiedziła śnić. Niestety, dawno temu nauczyła się, ze nie może od tego uciec.
Widziała siebie i Marie, jako nastolatki.
-Wież mi, nie ma lepszego sposobu.-powiedziała córka Hadesa.
-Na pewno jest.-brunetka zawsze miała serce na dłoni. Teraz łykała.
-Marie(czyt. marii),  proszę. Swojemu ojcu ufam, Zeusowi-nie koniecznie.
-Właściwie wiem, że nie mamy wyboru.
-Zawsze będę cię kochać.-Sophie również zaczęła płakać.
-A ja ciebie.
Pocałowały się. Robiły to tak rzadko, że teraz wydawało się nieskończoną przyjemnością.
-Żegnaj, Heleno.-powiedziała blondynka oddalając się od jaskini.
-Do widzenia, Gburku. Jeszcze się zobaczymy.
Córka Hadesa ruszyła na samotna misje, która zajmie jej wiele lat. Czuła straszna pustkę nie mając u swojego boku wiecznie uśmiechniętej Marii.
Jeszcze tylko raz odwróciła się, by zobaczyć jak córka Afrodyty zchodzi do Podziemia.
***
Sadie wyszczerzyła zęby, prezentując swój(dotąd ukrywany) brzuch. Will również uśmiechnął się szeroko.
Carter natomiast załamał ręce. Nie dosyć, że maja wojnę, to jeszcze jedna z najważniejszych sił jest nie zdolna do walki!
***
Maria żałowała, ze jako duch nie może nikomu przywalić. Nie mogła nijak pomoc swojemu synowi. Jedyne co mogła zrobić to dotknąć jego dłoni i odblokować jego wspomnienia.
***
Annabeth chwyciła Percy'ego za rękę. Zdawała się tym jednak wyrażać "a nie mówiłam". Oboje leżeli na zimnym kamieniu. Jednak obydwoje zdawali sobie sprawę, ze są tylko przynętom.
***
Felix obudził się pierwszy. Rozejrzał się trochę jeszcze zaspany. Dookoła leżeli śpiący ludzie. Podbiegł do Sophie i zaczął nią potrząsać.
Dziewczyna obudziła się z wrzaskiem.
Jakieś 15 minut później udało się ich wszystkich dobudzić.
-Nie możemy nigdzie znaleźć Nico.-zdali Hazel i Leo, którzy szybko przeszukali cały statek.
-W takim razie musimy go znaleźć.-krzyknęła Sophie.
-Właśnie.-dodała Reyna-Hazel na koń! Jason idź poszukać jakiś świadków. Valdez ty rób, to co zwykle robisz.
Wszyscy spojżeli na nią pytająco.
-Sorki, stare przyzwyczajenia.
***
-Mam pomysł.-oświadczył Percy.
-O jak miło! W końcu glonomóżdżek się odglonił!-odburknęła Ann.
-Carter.-szepnął chłopak, a z jego ręki wyparował hieroglif.
***
Nico ocknął się na miękkiej, lekko wilgotniej ziemi. Rozejrzał się dookoła. Jaskinia wyglądała dokładnie tak jak ta z jego koszmaru.
-Witaj.-powiedziała kobieta, która na pewno była Gaja.
-Czemu tu jestem?-spytał nie trudząc się grzecznościami.
-Jesteś moim gościem. A teraz przejdźmy się.
***
Carter zmobilizował wojsko. Zaczyna się największa bitwa naszych czasów.
***
-Na pewno nie dam ci swojej krwi!!!-krzyczał Nico.
-Ech. Wiedziałam, że tak będzie.-westchnęła Gaja-Dlatego się przygotowałam.
Wskazała ręka na Percy'ego i Annabeth przykutych do kamienia.
-Teraz będę cię szantażowała.-oświadczyła-Parę kropel twojej krwi, albo ich cała.
Nico rozejrzał się szybko oczekując cudu. Kiedy nic takiego nie nastąpiło, pokiwał głowa.
Słyszał wrzaski starszych półbogów, którzy najwyraźniej nie chcieli, żeby to robić.
Gaja chwyciła jego dłoń i rozcięła nożem od wewnętrznej strony. Potem ze swoją zrobiła to samo. Chwycili się się za ręce, a krew spływała na ziemie.
Gdy ostatnia kropla upadła na ziemie, bogini zaczęła jaśnieć białym światłem. Skądś było słuchać pełen przerażenia krzyk Kiary. Nico musiał zamknąć oczy, by ochronić je przed wszechobecna jasnością.
Nastała cisza. Tak znikają bogowie. Tak nastaje nowy ład. W ciszy.
Znajdował się w kraterze o średnicy 6 metrów. Rozejrzał się po otoczeniu. Nagle usłyszał płaczliwy oddech, który przeszedł w nieziemski ryk.
Spojrzał w dół. W miejscu, gdzie ich krew wsiąkła w grunt, leżało dziecko. Noworodek z kępką włosów.
-O bogowie!-usłyszał głosy Percy'ego i Annabeth.
-Na cała dzika naturę!!!-wrzasnęła Kiara.
Syn Hadesa podniósł maleństwo. Nadal nie rozumiał co właściwie się stało.
***
Nie żeby Carter się nie cieszył, że bitwa się nie odbyła. Zdaje się, ze ucieszyło to wszystkich. Tylko nadal nie znalazł Felix'a.
-Przepraszam, nie powinienem tak znikać.
Za nim stał blondyn. Faraon przytulił dzieciaka.
-Nie bądź głupi. Ważne, że się znalazłeś!
***
Sophie patrzyła w gwiazdy.
-Są piękne.
Blondynka popatrzyła w prawo. Nie do pomyślenia! Maria z krwi i kości!
-Co?
-Nie zadawaj pytań, tylko mnie pocałuj.
***
-To bogów już nie ma...-stwierdziła Annabeth.
-Nie prawda. Teraz bogowie to my.-oświadczył Percy-Czuje cała potęgę wody pod moją władzą.
-To rzeczywiście niesamowite. Nie do ogarnięcia. Kocham cię.
-Ja ciebie też. Jesteś najlepszą rzeczą jaka mnie w życiu spotkała.
I to był pocałunek jeszcze lepszy niż Najlepszy Podwodny Pocałunek.

środa, 1 października 2014

Dziennik Kowalskiego cz.2

15 marzec
Jedn. Alkoholu 2(bdb), rozmyślania o Doris 46(dno), wynalazków 0(kryzys twórczy), czekolad 2(ok)

9.30
Szef jednak wplątał ich w szukanie Kryształowego Sokoła. Kowalski od rana pracował nad "magicznym" (phi) piórem. Jednak żadne badanie nie było satysfakcjonujące.
. Za każdym razem odczyty były niesamowicie wysokie, ale też nic szczególnego z tego nie wynikało.
9.47
Usłyszał wrzask Szefa "zatrzymajcie tego lemura!!!", a po chwili do laboratorium wpadła Valerii.
-Hejka. Jakieś nowe odkrycie?-spytała wielce uszczęśliwiona.
Kowalski nawet nie zdążył odpowiedzieć, gdy lemurzyca wyrwała mu kryształowe pióro.
-Ja nie mogę!!!-wrzasnęła-Pióro Legendarnego Kryształowego Sokoła! Znam legendę o nim. Zaraz ci opowiem!
-Czekaj.-poprosił Kowalski-Tylko przyprowadzę resztę.
9.49
Wszyscy siedzą, czekając na opowieść Valerii. Po chwili ciszy zaczyna.
-Dawno temu, jeszcze przed rozpoczęciem panowania mojego pradziada, jeszcze przed Białymi Kitlami. Wielka królowa Amazonek, Hipolita, posiadała magicznego kryształowego ptaka.
-Czy ona przypadkiem nie posiadała pasa?-spytał pewny swoich racji Kowalski.
-Zamknij się, Analiza.-rozkazał Szef-Kontynuuj panienko.
Najwyższy pingwin poczuł się urażony, ale siedział cicho. W końcu, głupszym się ustępuje, No nie?
-Pas tez miała.-Valerii nie zważała na rozkaz-Ale ptak był ważniejszy. Czy satysfakcjonuje cię moja odpowiedz?
Ton jej głosu był przyjemny, spokojny, delikatny. Nie przymuszał do niczego, ale wręcz zachęcał do dalszych pytań.
Kowalskiemu bardzo podobał się ten ton. On zwykle gdy ktoś nie rozumiał jego wywodu myśliwego, strasznie się wściekał.
-Skoro nie ma więcej pytań to będę kontynuować. Ptak ten był nieśmiertelny i posiadał moc spełniania życzeń. Dokładnie...
-Trzech.-wtrącił się Kowalski.
-Tak, skąd wiedziałeś? Słyszałeś już tą legendę?
-Nie, po prostu w każdej opowieści z życzeniami powtarza się motyw liczby trzech.-oświadczył.
-Super.-stwierdziła Valerii wpatrując się w Kowalskiego-Znaczy, super umiejętność
dedukcji.
-Ruszamy.-rozkazał Skipper(Szef nie jest zdolny do takiej radości).
11.30
Samolot podstawiony. Marlenka rownież postanowiła lecieć. Kowalski był tylko ciekawy kiedy Skipper uświadomi sobie, że wydra wcale nie rusza z nimi na misje, bo lubi adrenalinę.
12.13
-Musisz lecieć nad oceanem.-oświadczyła lemurzyca-Kryształowy Sokół nigdy nie latał w linii prostej zbyt długo.
-Dobra, przyjąłem.-oświadczył wynalazca.
-Jak ma na imię?
-W sensie kto?-spytał wybity Kowalski.
-Ta dla, której straciłeś głowę. Widać po tobie. To jak ma na imię?
-Doris. I jest najpiękniejsza ze wszystkich kobiet na świecie.
-Ostrożnie z takimi stwierdzeniami. Nie uroda jest w życiu najważniejsza. Ktoś naprawdę urodziwy może być jednocześnie pusty w środku.
-Takie słowa od takiej ślicznotki.-zaśmiał się-Tylko takie pytanko. Skąd wiedziałaś, że jestem wynalazca/naukowcem?
-Jak mówiłam jesteś świetny w dedukcji, ale nie jesteś tez jedyna osoba, która się na niej zna.
17.58
Po przydlugim locie okazało się dodatkowo, ze reszta lemurów tez się zabrała. A niech to!
12:35 Nowy York(wcześniej)
Szczur mówił do swojego olbrzymiego króla.
-Pingwiny poleciały do Amazonii. Szukają skarbu.
-W takim razie na co czekamy?-spytał król-Kiedy jest następny lot?

piątek, 26 września 2014

Koniec Mitów 11

Bianca zamknęła oczy. Nagle głowę wypełniły jej wspomnienia, które wymyla Lete.Wstrętna kobyla, masa książek i jakaś blondynka. Co to miało znaczyć?
***
Gaja spojrzała na generała swojej armii.
-Macie mi przyprowadzić upadłego. Tylko się postarajcie!
Naprawdę musiała się spieszyć. Oczywiście nie oznaczało to pochopnego wyboru. Tylko niech tym razem nie zawala!
-Dobrze pani.
I wyszedł. Obawiał się, żeby nie spotkał go los jego poprzednika.
-Odział dwunasty, wymarsz.-rozkazał.
***
-Co masz na myśli mówiąc, ze Percy'ego nie ma już od czterech dni!?!-krzyczał Nico.
-No i Annabeth od pięciu.-dodała Hazel-Nie wiemy gdzie są.
-Kim oni są?-spytali razem Sophie i Felix.
-Największymi herosami naszych czasów.-oświadczył Frank.
-Kiedyś już słyszałam, gdy bogowie kogoś tak nazywali.-Sophie posmutniała-Skończyło się nieszczęściem.
-O kogo chodzi? Znałaś ich?-spytała Piper.
-Taa.-blondynka zamilkła. Cała postawa ciała wykazywała niechęć do kontynuowania tematu.
***
Percy miał niezłe wyrzuty sumienia. Oczywiście Annabeth też odrobinę przesadziła, ale i tak czuł się okropnie.
***
Potworny dowódca syknął na widok latającego statku. Jak Wielka Pani mogła myśleć, ze sam(czyt. z oddziałem liczącym 30 potworów), pojmie Upadłego. Anioły, brrry, miały za wielka moc. Potomkowie mniejszą, ale jeśli skrzyżować takiego z bogiem... Taka moc była zbyt wielka, by choć marzyć o jej kontroli.
Ale nie był głupi, wiedział, ze upadły nie był jego jedynym zmartwieniem. Po za nim, była jeszcze zgraja półbogów zaprawionych w boju. Lepiej będzie, jeśli zaskoczy ich we śnie.
***
-Bianca, gdzie my wyszliśmy?-spytał Luke rozkładając się po zniszczonym pomieszczeniu.
-W moim starym domu! Tu był mój pokój! Znaczy mój i Nico. Pamiętam tą wstrętną kobyłą, którą mój brat nazywał Bella Porchelana! I mamę! I ciocię Sophie!-odpowiedziała niezwykle zadowolona.

środa, 24 września 2014

Dziennik Kowalskiego część 1

jedn. alkoholu 15(był po tym kompletnie wstawiony), rozmyślania o Doris 31(albo coś koło tego), wynalazków 0, czekolady 3

30 marzec

10:05 (w nocy)
Wszystko jest w porządku. Randka przebiega świetnie. Może oświadczyny się udadzą.

10:50
Doris z nim zrywa. To jest straszne! Okropne! Kolejny raz, już osiemnasty, powtarza „lepiej zostańmy przyjaciółmi”. Dlaczego?

11:00
Jest w drodze do zoo. Płacze przez całą drogę i naprawdę nie obchodzi go, że ludzie doskonale widzą jak idzie po ulicy. Jak wlecze za sobą pudełko na wstążce. Zawartość to pierścionek. Na łańcuszku, bo delfiny nie mają palcy.

11:02
Po drodze kupił parę butelek jakiegoś alkoholu. Serio nie obchodziło go jakiego. Nie miał już drobnych(czyt. sardynek), więc zapłacił banknotem(czyt. makrelą).

11:57(chyba)
Dotarcie do zoo zabrało mu więcej niż zwykle. Skutek byle czego ze sklepu.

12:08
Jest już w bazie. Na szczęście wszyscy śpią. Nie chciał, żeby widzieli go w takim stanie. Skipper byłby rozczarowany. Ba, raczej wściekły. Rozczarowany byłby Szeregowy. Zamknął się w laboratorium. I absolutnie nie spędzi kolejnego miesiąca w wannie.

12:09
Otworzył swój tajny sejf z czekoladą. Po alkoholu smakowała okropnie, ale musiał zabić jego smak i ogólne rozgoryczenie. Smak goryczy jest o wiele gorszy, niż czekolady w tych okolicznościach.

12:16
Jakimś cudem jednak skończył w wannie. Trudno. Jeszcze trochę i wstanie.

31 marzec

8:13
Co za ból głowy! I kręgosłupa! Nic dziwnego, w końcu zasnął w wannie. A po kiego wstawać?

8 kwiecień

8:20
Szef. Nie Skipper. Szef. Jest różnica. Skipper ma uczucia. Szef to zło wcielone. Kazał mu iść, pozbierać się i strzec zoo.

9:00
Czysto.

10:00
Nadal czysto.

11:00
Nadal pierońsko czysto!

12:00
Nadal nic. Po kiego grzyba on tu siedzi!?!

13:00
Wciąż nic.

14:00
Chrryyy...

15:00
Chyba przysnął.

15:34
Zaraz ktoś kręci się przy magazynie. Ma bluzę. Ze względu na sierść to Julian, ale Szef(nie Skipper) da mu po głowie, jeśli tego nie sprawdzi.

15:38
Jest już przy magazynie.
-No dobra, Julian. Miejmy to za sobą. Co tu robisz?
Postać odwróciła się, odrzucając przy tym kaptur.
-Kim jest Julian?-spytała lemurzyca, gdy ukazał się jej srebrny, długi warkocz.
Kowalski był zbyt osłupiały by odpowiedzieć. W jednej chwili myśli, że spotyka tego głupka Juliana, a w następnej patrzy w głębokie, zielone oczy.
-Halo! Jest tam kto?-srebrno włosa spytała, machając mu dłonią przed dziobem.
-Tak! Jest. Julian to król lemurów. Nie słyszałaś o nim? Przecież jesteś lemurzycą.-wyrzucał słowa z prędkością karabinu.
-Pierwsze słyszę! Ja jestem nie podzielną władczynią lemurów w Amazonii!
-Lemury nie występują w Amazonii.-zauważył trzeźwo Kowalski.
-Ależ jesteśmy tam! Zbiegliśmy Białym Kitlom, zesłanym jako karę za grzechy przez Pradawnych Bogów! Ale złapali mnie i przywieźli w pudle do tego dziwnego lasu. Jednak wrócę!
-Ekhem. A ta bluza?
-To dar od ojca, mego ojca Sebera XIII. Zesłali mu to Pradawni Bogowie!(czyt. wypadła z helikoptera) Ja ją noszę jako, że jestem Valerii I, Wielka Królowa Amazonii!
Kowalski dalej już nie słuchał, tylko kolejnego Juliana mu brakowało.

środa, 20 sierpnia 2014

Koniec Mitów 10

Sophie głaskała klacz, o sierści koloru toffi.
-I co sądzisz Porchelana?
-Piękny koń.-stwierdziła Hazel, gdy podeszła-Skąd ją masz?
-A nie jest mój, tylko brata.
-Nico? On i koń? Coś niesamowitego!-po chwili przypomniała sobie, po co przyszła-Jak to możliwe, żeby Maria była aniołem?
-To proste.-oświadczyła z takim spokojem, jakby opisywała proces wzrostu trawy-Kogoś tak urodziwego nie można opisać inaczej. Ale jest też mniej oczywiste wyjaśnienie. Di Angelo'wie pochodzą od jednego z Upadłych aniołów. Mogą wybrać po śmierci. Maria utknęła między jednym, a drugim. Jest Greczynka, jak również opiekuńczym duchem. Dlatego Nico nie może z nią porozmawiać. Jeden dotyk ręki i Lete przestałaby działać.
Hazel patrzyła na Sophie z wielkim wyrazem zdziwienia na twarzy.
***
Kiara spojrzała na swoją matkę.
Ostatnio mocno zmarkotniała, a ona już nie wiedziała co robić. Gaja zawsze zaśmiewała się do łez, gdy Kiara parodiowała filmy lub książki. Jednak teraz jej wygłupy nie przynosiły żadnego odzewu.
Dziewczyna naprawdę się martwiła.
***
-Poszło szybciej niż się spodziewałem.-stwierdził Nico.
-Następnym razem, sam sobie leć!!!-Felix wczepił się, w kurtkę syna Hadesa. Podróże cieniem raczej nie przypadły mu do gustu-Czy ten statek lata?
-Argo II. Tak, lata. Świetny, nie?
-Znowu latająca rzecz.-jęknął blondyn.
W tym sam czasie na pokładzie.
-Nie strzelaj, Leo!-krzyknęła Hazel.
-To Nico!-dodała Sophie.
Ładowanie Pterozaura nie wyszło za dobrze. Kości rozsypały się po całym pokładzie, a pasażerowie przekoziołkowali w kierunku steru.
-Ale odjazd!-krzyknął Nico, który był naprawdę zadowolony z rozbicia pojazdu (choć wcale do tego nie dążył).
-Jak się cieszę, że cię widzę!-stwierdziła Francuska, gdy przytuliła swojego brata.
-Nie znam cię!-oświadczył chłopak.
Jednak ona tylko zacisnęła mocnej uścisk.
-Ależ znasz. Znasz, tylko nie pamiętasz.
-Nie mogę oddychać.-wydyszał Nico, próbując wyrwać się dziewczynie.
-Naprawdę?-puściła go, co zaskutkowało upadkiem chłopaka na podłogę-Przepraszam!
-Można wiedzieć kim jesteś? I skąd możesz mnie znać?
-Przyjaźniłam się z twoją mamą. A potem pomagałam jej w opiece nad wami.-powiedziała blondynka-I jeszcze przy okazji jestem córka Hadesa.
-Nie za młoda jesteś?
-Nie, jestem nieśmiertelna.-zaśmiała się-Marszczysz czoło zupełnie jak ona.
-Kto?
-No, twoja mama. W ogóle to masz również jej rozmiar oczu, kolor włosów i ten uroczy nosek!!!
-Nie ma we mnie nic uroczego!-oświadczył Nico.
-Ona też ciągle to mówiła!
Chłopak spojrzał na nią krytycznym wzrokiem.
-I ta mina!!!-Sophie wręcz pisnęła-Musisz się pogodzić z tym, że jesteś bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, *zapowietrzenie* bardzo podobny do matki. Oprócz brwi i koloru oczu. To po ojcu.
Nico nadal patrzył na Francuskę niczym sroka w gnat, ale obawiał się, że ta dziewczyna wcale nie jest wariatka.
***
-Chyba u Gaji nie jest tak strasznie źle.-zauważył Percy.
-Nie ważne jak jest! Bogowie to nasza rodzina! Musimy im pomóc, choćby nie wiem co!-stwierdziła Annabeth.
-Ona też jest naszą rodziną.-mruknął chłopak.
-Co, proszę?-dziewczyna prychnęła.
-To w końcu, nasza prababcia.
-Ta, a moja praprababcia. I co z tego? Do czego nam ta wiedza? Tylko z nią trudniej!
-A czy bogowie, kiedykolwiek pytali ci się jak się czujesz? Czy opowiadali ci bajki? Cokolwiek innego?
-Od tego są ziemscy rodzice, Percy. Nie masz na co narzekając, twoja mama jest cudowna! Bogowie są zbyt zajęci.
-Czym? Płodzeniem następnych dzieci? Kłótniami? Nasyłaniem potworów?
-Nawet tak nie mów!!!-krzyknęła Annabeth-To nasza rodzina!
-Więc im się spytaj, co dla nich to znaczy! Rodzinie się ufa! A czy oni ufają nam?
Gaja przyglądała się z daleka kłócącej się parze.
-To nie tak miało być.-mrukneła.
***
Maria patrzyła na swoją córkę, mimo, ze wiedziała, iż ona nie może jej zobaczyć. Nakierowała ją na jedną ze ścian jaskini.
-Tutaj będzie wyjście! Jestem tego pewna!-oświadczyła Bianca.
W tym momencie Maria dotknęła dłoni córki.

Sny o Sophie wiek 15 lat cz.1

-Ale czadowo!!!-wrzasnela Maria.
-Co jest fajnego w ścisku? I przepychaniu ? I uśmiechu?-spytała Sophie.
-Wszystko!-odparła Włoszka.
Stały przed wejściem na wielki festyn, powszechnie znany jako: Zjazd Rodziny Di Angelo. Jak zwykle przyjechali wszyscy, którzy mogli. Ogólny cyrk na ośmiu kołach (cztery to za mało).
Sophie stała przy stole (a raczej stołach) z napojami. Próbowała flirtowac z jakimś Costanzo, bo wiedziała, że wnerwi to Marię. Nie żeby chłopak był jakiś interesujący, ale chciała się odegrać za sytuację sprzed tygodnia. Helena* pomagała wtedy jakiemuś gośću w gotowaniu, ale według córki Hadesa był to jawny flirt.
Teraz ona zademonstruje jak to się robi, a potem będą się z tego śmiać.
Bo właśnie taka była Maria, nigdy nie gniewała się dłużej niż godzinę. A po za tym była bardzo dobrom i wyrozumiałą istotą. Włoska żona idealna.
Córka Afrodyty natomiast dawno już przejrzała plan Francuski (w końcu sprawy sercowe ma w jednym paluszku) i nie zamierzała dawać jej satysfakcji, gniewając się na nią. Zamiast tego, skupiła się na innym problemie.
Nigdzie nie mogła wypatrzeć swojego kuzyna. Co prawda bardzo dalekiego, ale i tak kuzyna. Słyszała, że ostatnio w jego rodzinie pojawiły się dzieci, a Maria bardzo chciała je zobaczyć. Wprost uwielbiała maluchy.
Dziewczyny znalazły się na wzajem dopiero po jakiś trzech godzinach.
-I jak się flirtowalo z Costanzo?-pierwsza odezwała się Włoszka.
-Nie jesteś zła?-spytała Sophie. Cały plan trafił szlak.
-Nie. Półki nie jesteśmy narzeczenstwem, główno mnie obchodzi co z kim robisz. Ale ty ode mnie wierności nie oczekuj!!!-Maria jednak nie wytrzymała. Była niezłą choleryczką i nie zdzierzyła dłużej spokojnie-Co ty sobie w ogóle myślisz!?! Że córka jednego z najpotężniejszych bogow, to wszystko jej wolno! A wcale nie!!! Nawet dzieciom Afrodyty nie wolno tak się bawić czyjimis uczuciami!!! W każdym razie, ja tak nie robię!!!
Francuska próbowała coś powiedzieć i chwycić Marię za rękę.
-Nie! Co ty sobie wyobrażasz!!!-Włoszka odepchnęła dziewczyne-Wracaj sobie do tego twojego przystojniaka! A mnie zostaw w spokoju!!!
Córka Hadesa jednak nie zamierzala się poddać.
-A to twoje gotowanie z kimś tam! Ją chciałam ci tylko zademonstrowac jak się czułam!-wrzasnela.
-Mogłas mi, do cholery, powiedzieć!!! Cukiernik mnie zapytal, czy mu pomogę w godzinach sztytu w zamian za pieniądze! A ją głupia, powiedzialam, że wolę tort na TWOJE urodziny!!!
Dziewczyny patrzyły na siebie przez chwilę.
-Tort na moje urodziny?-wydukala Sophie.
-Tak, matołku. To miała być niespodzianka.-z córki Afrodyty powoli uchodziła złość.
-Nie wiedziałam.
-Bo to miała być niespodzianka, jak już mówiłam. Masz szczęście, że od razu cię przejrzałam. Miałas niezłą minę kiedy na ciebie krzyczałam!-i zaczęła się śmiać.
Natomiast na twarzy Francuski odmalowala się wielka ulga.
-Choćmy zobaczyć dzieci mojego kuzyna.
Maria chwyciła. Sophie za rękę i pociągnęła w kierunku namiotów.
***
Gdzieś na Olimpie Wielka Trójka spoglądała w dół, w kierunku ZRDA.
-Ta Maria wyrośnie na wielką piękność.-zauważył Posejdon.
-Oj, tak!-potwierdził Zeus.
-Nawet o tym nie myśl!!!-krzykneli razem Hades i Hera.
-To dziewczyna mojej córki!-oświadczył Pan Umarłych
-A po za tym, jeszcze jedna zdrada i wbije cię na pal!!!-dodała bogini rodziny.

*pamiętacie o Helenie Trojańskiej?

wtorek, 12 sierpnia 2014

Koniec Mitów 9

-Nie kupuje tego.-oświadczył Leo.
-Czyli jesteś kiepskim kupcem.-oświadczyła Sophie-Jak już raz tłumaczyłam, szukam go, bo przyrzekłam to jego matce.
Zapadła cisza.
-Młodo wyglądasz.-zauważył Jason.
-Hazel też.-blondynka ucięła temat.
-Czyli rozmawiałaś z duchem Marii di Angelo...-zaczęła Piper.
-To nie był duch.-zaprzeczyła Sophie-Tylko anioł.
***
Zia i Carter już drugi dzień szukali Felixa. Nigdzie go nie było, ale przecież nie mógł rozpłynąć w powietrzu.
Jednakże, gdy rzucali czar szukający nic się nie działo. Mogło to oznaczać, że otacza go silna aura śmierci. Albo, że po prostu jest martwy.
Tak, czy inaczej musieli go znaleźć.
***
Matka Ziemia spojrzała na swoją wychowanice. Kiara opatrywała właśnie, jakieś postrzelone zwierze. Była z niej naprawdę dumna. Miała tylko pięć lat, gdy jej matka i dwoje braci zginęli w pożarze. Dwa lata później starsza siostra utonęła. Mała została sama, włóczyła się po srocincach. Wzbudzała strach swoimi rogami i rozumieniem mowy zwierząt i roślin. Według nich-mały diabeł, czarownica. Według Gaji-mały osamotniony bombelek.
Właśnie wtedy zaczęła się budzić. Ci głupcy, bogowie myśleli, że tytani powstali sami z siebie!
Przygarnęła Kiare. Mała rosła jak na drożdżach. A gdy jej ojciec zgasł, moc zwiększyła się gwałtownie.
Gaja nie była głupia. Wiedziała, że również niedługo zgaśnie. Jednak najpierw musiała urodzić następce/następczynie. Musi się śpieszyć, ale w końcu to właśnie przyrzekła.
Kiara natomiast zostanie generałem, królewskich wojsk.
Tak jak Gaja przyrzekła.
***
Nico zamarł. Miał kolejne ze swoich przeczuć, które zawsze się sprawdzały. Choć miał nadzieję, że tym razem się mylił. Wybuch Wezuwiusza zbliżał się nie ubłaganie. Natomiast groźba niebezpieczeństwa coraz mocniej otaczała Percy'ego...i Annabeth też. Nie mogli ryzykować.
-Czas się rozdzielić.-oświadczył-Reyna, polecisz do Pompei i powiedz, że muszą ewakuować ludzi. Udaj geologa, podaj parę danych, a jeśli to nie wystarczy, to coś wymyślisz.
-Ciekawe od kiedy masz władze nad pretorem?-spytała.
Ale za nim Nico zdarzył odpowiedzieć, Reyna i Jabuszko byli już daleko.
-A my gdzie lecimy?
-Do Grecji.-oświadczył syn Hadesa.

Koniec Mitów 8

Sadie usiadła w kuchni i zaczęła jeść swoje małe śniadanko. Nic szczególnego. Tylko tost z szynką i serem. W roli deseru: arbuz, jogurt malinowy, boczek, snikers i lody cytrynowe.
Nie ważne, co mówił jej głupi brat. Naprawdę była dumna, ze swojej powiększającej się rodziny. To było sto razy ważniejsze od znajomości hielogrifow, czy rzucania czarów.
Carter nie był w stanie jej zrozumieć. To prawda, kochał Zie. Ale to jak wzbraniał się przed ożenkiem.
***
Zło. Tak mnie nazywają. Zło. Jeśli ma to oznaczać, że jestem zła na siebie-to prawda. Moje dzieci zabiją się wzajemnie, a gdy chcę je pogodzić, to mnie okrzykają wrogiem. I jak nie myśleć tutaj o beznadziei? Czy nikt nie pamięta bajek z dziecinstwa? Byłam tam piękna i miłościwa. Nikt nie pamięta, że taka też jestem.
Tylko półbogowie, którzy przeżyli jakąś wielką tragedie potrafią mnie zrozumieć. Dlatego pokładam taką nadzieję w Kiarze. Da radę. Nawet jeśli ja polegnę, ona będzie to kontynuować.
Mam również nadzieję na współprace, ze strony Upadłego. Na przyjaźń nie ma co liczyć. Niestety.
Wielcy ludzie, jak również bogowie muszą podejmować trudne decyzje. Czasem trzeba poświęcić jedną osobę dla dobra milionów. Decyzja jest oczywista.
Mam nadzieję, że ten chłopak mnie nie znienawidzi.
Podkładaj się do kupy, Gajo. Za dużo tych nadziei, za mało realizacji!
***
Hazel karmiła konia grudka złota. Zastanawiała się, czy zagrożenie nie jest większe niż sądzili. A jeśli tak, to o ile? Bardzo chciała znać odpowiedź.
Nagle Arion prychną.
-Przykro mi. Nic nie rozumiem. Nie jestem Percy'm. Chociaż on pewnie by stwierdził, że trzeba ci wyszorować pysk!-stwierdziła i zaczęła się śmiać.
Jednak zaraz potem zrozumiała, że Arion wcale nie narzekał na rozmiar złota.
Za nią, na pięknej, arabskiej klaczy, siedziała dziewczyna.
-Czy jest tu Nico di Angelo?
***
-Czyli, kto tu w końcu jest zły?-spytał Percy-Bo nie kapuje!
Annabeth przewróciła oczami.
-Nie ważne kto. To nasi rodzice i musimy im pomóc!-stwierdziła.
-No ta...
Znaczy wiadomo, że trudno byłoby odwrócić się od bogów. Ale im człowiek dłużej myśli tym bardziej zastanawia go, czy postępuje właściwie.
***
Nico, Reyna i Felix ponownie wystartowali. Ręka dziewczyny była już w tak doskonałym stanie, że mogłaby górę podnieść.
Blondyn leciał na Pterozaurze razem z synem Hadesa.
-Tylko nie szalej.-poprosił Felix.
Jak na zawołanie szkielet zaczął trząść się i podskakiwać.
-Lec niespokojnie!-rozkazał półbóg.
"Dinozaur" wyrównał lot.
-Robi zupełnie na opak.-zaśmiał się Nico.
***
-A kim ty jesteś? I skąd znasz mojego brata?-spytała Hazel.
-Witaj, siostrzyczko.-powiedziała dziewczyna odrzucają do tyłu kaptur-Jestem Sophie, córka Hadesa.
Zza Hazel Arion prychnął coś skierowanego do ślicznej klaczki dosiadanej przez Sophie.

Skutki uboczne narodzin

Krótkie opowiadanie inspirowane powieścią "Gwiazd naszych wina"

Ludzie się mylą. Śmierci nie można określić jako powolną lub szybką. Długie jest czekanie na nią. Sam moment jest krótki. Wszystkie te przymiotniki są próbą zrozumienia tego stanu.
Prawdziwa śmierć to zostawic kochających cię ludzi. Bliscy płaczą po tobie. Zawsze ktoś będzie po tobie płakać, nie ważne jak człowiek by się starał, żeby do tego nie dopuścić. Cóż, efekt uboczny umierania.
Nie wiadomo, czym jest śmierć. Dla osoby umierającej jest to wyzwolenie od cierpień życia doczesnego. Dla bliskich jest inaczej. Dla nich to kolejne cierpienie, które muszą udźwignąć.
Wszystkie pogrzeby, żałoby, czy wspomnienia to nic innego jak, skutki uboczne umierania.
A może nic nie sprowadza się do śmierci? Bo czym jest śmierć?
Skutkiem ubocznym narodzin.

wtorek, 5 sierpnia 2014

Koniec Mitów 7

Gdy tylko Percy znalazł się w jaskini Gaji oniemiał. Była niesamowicie podobna do nory Arachnre, ale jakby czystsza. Nie było tylu pajęczyn, na ścianach wisiały gobeliny i inne dekoracje, a w końcu sali stał, na podwyższeniu, tron.
Chłopak poczuł, że coś skoczyło na jego plecy. Już miał dobyć miecza i ulec instynktom, gdy to coś krzyknęło:
-Cześć Glonomóżczku!
-Annabeth!-powiedział i przytulił dziewczynę.
Następnie przyjrzał się jej.
-Żadnych zadrapań, siniaków, opuchlizn, czy otarć.-zauważył-Ale jak to możliwe?
-Co cię tak dziwi, chłopcze?-spytała Gaja.
Percy odwrócił się i już miał zaatakować, gdy z znikąd pojawiły się grube pędy, które oplotły jego nogi i ręce.
-Jak śmiesz, tak podnosić rękę na samą Ziemię?!?-wrzasnęła dziewczyna, która dopiero co weszła do pomieszczenia.
***
-Mówiłam, że jestem dumna z takiego męża!-stwierdziła Sadie.
-Mówiłaś, że byłabyś dumna! I wtedy nie wiedziałem, że już zdążyliście się pobrać!-Carter był wściekły, naprawdę wściekły-A i nie mówiłaś, że zdążyliście już skonsumować swoje małżeństwo!!!
-Znasz mnie. Mogłeś się domyśleć.-dziewczyna emanowała spokojem.
Carter wręcz dyszał z wściekłości, gdy Zia otworzyła drzwi.
-Może to nie odpowiedni moment, ale nigdzie nie mogę znaleźć Felix'a...-zaczęła.
***
-Więc masz na imię Felix. Miło mi.-syn Hadesa wyciągnął rękę do blondyna-Nico di Angelo.
Brunet nigdy nie był dobry w kontaktach między ludzkich, a przynajmniej nic mu nie było o tym wiadomo.
-Kroczysz ścieżką Anubisa?-spytał Felix niepewnie potrząsając dłonią bruneta.
-Co?-zdziwił się chłopak-Jakiego Ulubisa? (Tak, jemu też to się zdarza. Ciekawe skąd to znamy?)
-Anubis-bóg pogrzebów.-oświadczył blondyn-Nigdy nie słyszałeś?-dodał jakby z ironią.
-Nie. Jestem synem Hadesa. A ty kim w takim razie jesteś?
***
-Nie podoba mi się to!-wrzasnęła Hazel, gdy ostatni potwór został przez nią pokonany.
-A czemu?-spytał Leo-Szybko poszło!
-Ale ty je widziałeś. Takie zniekształcone.-stwierdził Frank-Jakby nie do końca uformowane.
-Pamiętacie opowieści Percy'ego o Kampe?-spytała córka Plutona-Brrr.
-Jasne. Może Giganci nie są naszym największym problemem...-odezwał się Jason.
-W takim razie: co się tu, u diabła, dzieje?-Piper zadała pytanie, które wszystkim chodziło po głowie.
***
-No dobra. Wyjście z tych tuneli powinno być gdzieś tutaj...-stwierdziła Bianca.
-I dobrze mam wielką ochotę na Snickersa.-oświadczył Luke-Najpierw idziemy do spożywczego, a dopiero potem ratować świat.
-Najadłeś się batoników w Podziemiu. I jeszcze ci mało?
-Właściwie... Aż tak mi nie zależy...
Córka Hadesa nawet nie zdawała sobie sprawy, że więcej w niej Babki, niż Ojca. A jej Babcia w końcu włada miłością...
***
Dziewczyna stanęła między Gają, a Percy'm. Nachyliła swoje! rogi i przygotowała się do ataku. Właściwie była ładna. Ciemna cera i czarne włosy. Obraz psuły tylko te rogi.
-Kim ty jesteś?-spytała Annabeth. Stała z tyłu, ale zdawała sobie sprawę, że sytuacja stała się bardo niekorzystna.
-Jestem córką Tego Który Odszedł. I nie będę patrzeć na cierpienie natury. Jestem Kiara Wolf! Ja ochronię dziką naturę! Uczynię ją mocniejszą! Bo jestem córką zapomnianego boga Pana!

 Ta da! Może wszystko się wyjaśnia? A może coraz więcej tajemnic?
Teraz wszystko zależy od piątki osób, które sprowadzą harmonię.
+ Kiara, co jest lekką fanatyczką, ale można jej wszystko wybaczyć!

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Sny o Sophie wiek 14 lat cz.3

-Nie! Nie! Nie!-wrzeszczała przerażona Francuzka-Tylko nie do wody! Nie!
-To sama spróbuj utrzymać nas dwie i nie spaść z tego diabelskiego klifu!!!-odkrzyknęła Maria.
-Marie, ale pod nami jest woda! Spróbuj wytrzymać.
Włoszka trzymała się już ostatkami sił. W końcu puściła.
-Łaaaaa!!!-krzyczała Sophie.
-Jupiiiii!!!-dodała Maria.
Plusk!
Obie wpadły do wody.
-Zabije cię!-stwierdziła blondynka.
Włoszka spojrzała na Sophie niczym psiak, który coś przeskrobał.
-Nie. Nie weźmiesz mnie na te swoje przeklęte gały!
Jednak po chwili zmiękła.
-Okey, przebaczam ci, ale... Aaaa! Coś tu pływa! Proszę Posejdonie, nie zabijaj mnie!
Maria zniknęła pod wodą.
-Dziewczyno! Wracaj Heleno*!-Sophie rozpaczliwe przeszukiwała wodę.
-Hej, nie panikuj.-odezwała się Włoszka-A tutaj mamy winowajce twojego przerażenia.
Jakiś chłopak wynurzył się z wody. Miał rude włosy i niesamowite morsko-zielone oczy.
-Nico, syn Posejdona.-przedstawił się.
-Maria, córka Afrodyty.-odpowiedziała Włoszka, myśląc przy okazji coś w stylu "jeśli będę miała syna, to na pewno nazwę go Nico! O ile w ogóle będę miała dzieci...".
-Sophie, córka Hadesa.-przedstawiła się również Francuzka, która obecnie wyglądała, niczym kot. Uczepiła się Marii i absolutnie nie zamierzała puszczać.
-Co robi truposzka w wodzie?-spytał chłopak z tak słodką zdezorientowaną miną, że można by za nią zabić.
-Mantikora.-oświadczyła córka Hadesa, nadal kurczowo trzymając się brunetki.
-Mam wrażenie, że on to lubi. Sam mówił, że półbogowie zachowują się przezabawnie musząc wybierać między jego pazurami, a skokiem. Ale my przeżyłyśmy.-dodała Maria.
-Dzięki mnie.-powiedział Nico-Jeszcze chwila i wąż morski miałby jedzenie.
-Dziękujemy.-wysyczała przez zęby nadal przerażona Sophie.
-Owszem, ale już płyńmy do brzegu, bo moja przyjaciółka zaraz nam tu wyzionie ducha.

I tak poznały syna Posejdona, który był na równi: uroczy, wnerwiający i wygadany. 

*Sophie twierdzi, że Maria jest tak piękna, że będzie z niej następna Helena Trojąńska

środa, 30 lipca 2014

Ta-Da

Ja ala Indila

Sny o Sophie wiek 14 lat cz.2

-Misja?!? Dla mnie???-spytała Francuzka-Ale super, tato!!!
-Pan sobie żartuje!?!-wrzasnęła Włoszka-Przecież ta k******a misja, to samobójstwo!!! Że niby my mamy prz-mfmmm.
Sophie zakryła usta dziewczyny dłonią.
-Z przyjemnością odnajdziemy ulubiony koszyk Demetr, ojcze.
***
Stały przed jaskinia, w której znajdowało się wejście do Podziemia.
-Ty poważnie?!? Chcesz walczyć z sześcio-głową hydrą??? Oszalałaś do reszty!!!-Maria wciąż suszyła głowę blondynce.
-Ej, chcesz pomóc, czy nie?-syknęła Sophie-Zresztą może  teraz ojciec mnie zauważy!
-Mieszkałaś u niego przez osiem lat! I niby cię nie zauważa!?!-nadzierała się dalej Włoszka.
-No niby tak, ale jestem trochę jak wrzód na tyłku. A tak, to będzie ze mnie dumny!!!
-Myślałam, że tylko dzieci Afrodyty tak mówią.
-Nauczyłam się od ciebie. To co, chodźmy skrócić hydrę o głowy!
***
-Tak więc, ja biegam dookoła hydry z mieczem, a ty za mną z pochodnia.-oświadczyła Sophie.
-To brzmi okropnie. Trochę jak twój pomysł z osuszeniem Wenecji.-stwierdziła Maria.
-To co innego.
-Tak? A niby czym to się różni?
-Tym, że pójdzie zgodnie z planem!
I wybiegła z mieczem na hydrę.
-Ale weź dziewczyno, czekaj! Nie mamy pochodni!!!-krzyknęła za nią Włoszka.
-Że jak???-Francuzka spojrzała na Marię, jakby ta była winna morderstwa.
Jedna z głów wystrzeliła w jej kierunku. Córka Hadesa nie mogła powstrzymać odruchu i cięła mieczem.
Maria podbiegła i zaczęła przypalać szyję zapalniczka.
-Ty serio? Nie było żadnego badyla?-spytała Sophie.
-Był. Mokry.-oświadczyła córka Afrodyty.
Przez pierwsze trzy głowy zostały odcięte bez większych trudności.
-Możesz trochę zwolnić? Nie nadążam.-oświadczyła Maria.
-Ja tu usiłuje przeżyć!-krzyknęła Sophie znowu tnąc mieczem.
-Ja też!-Włoszka znowu użyła swojego cudownego urządzenia-Sądzisz, że kości są łatwopalne?
-Nie, a co?-jakby dla potwierdzenia przyzwala szkielet, który rzucił się na kark hydry.
-Gdyby były, to można by użyć ich w pochodni!-stwierdziła Włoszka przypalając kolejną szyję.
-Cóż, pięknie wyglądasz. W tym hydrowym popiele.-stwierdziła Sophie, która już miała fajrant.
-Nie zachowuj się jak jaskiniowiec. Ale ty i potworza maź, to też niezłe połączenie.
***
Po oddaniu sprawozdania oraz koszyka, dziewczyny siedziały na tarasie i raczyły się oliwkami.
-Wieczór, zachodzące słońce i kolacja. Jest full romamtic. Większość par pocałowałaby się w takich okolicznościach.-stwierdziła Sophie.
-Ale nie my.-oświadczyła Maria.*
-Chociaż krótko?
Włoszka pokreciła głową.
-To w policzek?
-Kto do diabła, wypuścił krowy z pastwiska!?!-wrzasnęła córka Afrodyty i nieśmiałości, chyba też.
*no wiecie, dwie dziewczyny, przed I WW

czwartek, 24 lipca 2014

Koniec Mitów 6

Od strony gór sunęły ciemne kształty. Było ich mnóstwo.
-Co to ma być!?!-wrzasnął Frank.
-Może wampiry?-spekulował Leo.
-Albo psychopatyczni, skrzydlaci mordercy?-dodała Piper.
-Nieźle!
Nikt jeszcze tych stworów nie widział. W mitologi nie było o nich wzmianki.
***
-Dlaczego chciałeś to zrobić?-spytała Reyna.
Blondyn nie odpowiedział.
-Jak ręka?-podszedł do nich Nico-Nieźle oberwałaś tą skałą.
-Już o wiele lepiej.
To była prawda. Po opuchliźnie nie było już nawet śladu. Cudowne działanie Ambrozji
 Blondyn nadal siedział w kącie i zdawał się nie zwracać na nich uwagi.
***
Gaja spiorunowała Annabeth groźnym spojrzeniem.
-Jak to nie ma już dzikiej natury!?!-nadzierała się.
-Nie to miałam na myśli. Są jeszcze nieliczne dzikie miejsca.-oświadczyła dziewczyna.
-Wy nędzni śmiertelnicy!!! Jak śmiecie tak postępować!?! Jak śmiecie niszczyć moje ciało!?!
-Ej, nie wyżywiaj się na mnie.-zaprotestowała blondynka-Zawsze byłam za eko-stylem życia.
-Czym?
-Naturalna żywność, aktywność fizyczna i takie tam.-wtrącił się duszek pszenicy.
***
Kiara wrzasneła do driady.
-Poważnie? Będziesz wspierać bogów? Tych, któży dopuszczają do karczowania całych lasów? Żartujesz, prawda?
W tym czasie spośród drzew wyszedł satyr.
-Kalina, wszystko w porządku?-spytał.
-Grover, co za szczęście! Wytłumacz, proszę, pani, że mnie nie przekona! Bo ja już nie daję rady! Satyr przyjął do wiadomości słowa, driady, ale najpierw musiał o coś spytać.
-Czemu tak dziwnie pachniesz?-zwrócił się do dziewczyny.
A pachniała zadziwająco. Jak las, rosa, sierść, pióra, dzikie krzewy i kwiaty. Jak ozon, żywica i zboża. Może się to wydawać dziwną mieszanka, ale był to piękny dziki zapach.
***
Percy czuł się jak idiota lażąc już trzeci dzień po Atenach. Ale przecież musiał znaleźć Annabeth. Nagle usłyszał głos dochodzący spod chodnika. Eko-stylem życia to był głos Ann. Bez zastanowienia zaczął szukać jakiegoś wejścia.
***
To jak się nazywasz?-spytał Nico. Chłopak w końcu uniósł swoją głowę. -Felix.-powiedział słabym głosem.

niedziela, 20 lipca 2014

11 przekazanie

Mojżesz już po raz drugi schodził z góry Synaj,  gdy usłyszał głos.
-Mojżeszu, nie idź jeszcze!-krzyknął Bóg-Zapomniałem o czymś!
Na kamieniu u stóp mężczyzny pojawiło się przekazanie nr 11.
Mojżesz podniósł je i przeczytał.
Szanuj męża swego i bierz pieniądze jego głosił napis.
Mojżesz przeszedł paredziesiąt metrów, wyrzucił kamień i ruszył w te pędy w dół zbocza. Żeby tylko tego nie zauważył-myślał.
I tak zaginęło 11 przekazanie.

piątek, 11 lipca 2014

Zapraszam do obejrzenia teledysku, do piosenki przy, której w pełni ukształtowała się postać Sophie.

https://www.youtube.com/watch?v=iLZR7tihHbk

Elena Gheorghe feat. Glance  Mamma Mia

niedziela, 6 lipca 2014

Sny o Sophie wiek: 14 lat

Obie dziewczyny leżały na łące, obsypanej kwiatami.
-Jest pięknie.-stwierdziła Sophie.
Maria przytaknęła. Od dawna chciała powiedzieć coś córce Hadesa, ale jakoś nie umiała ubrać tego w słowa. A może umiała, ale się bała.
-Wiesz, muszę ci coś powiedzieć. Pewnie mnie uderzysz, ale i tak...-Sophie się zawahała. To było o wiele trudniejsze niż się spodziewała-Maria... ja...
Dziewczyna patrzyła na nią wyczekująco, w sumie sama zamierzała coś wyznać, ale skoro Francuzka już zaczęła to niech dokończy.
-Ja... No, tego... Ja... Ja chyba cię kocham!-wypaliła w końcu blondynka i zamknęła oczy, jakby przygotowywała się do ciosu.
Do ciosu, który nie nastąpił. Kiedy Maria się otrząsnęła się z szoku usiadła, pochyliła się nad dziewczyną i pocałowała ją.
Przez jakieś pierwsze dziesięć sekund Sophie nie wiedziała co się do końca dzieje. Po piętnastu ogarnęł, a następne dwadzieścia spędza na korzystaniu z sytuacji.
Gdy oderwały się od siebie, Maria, wciąż z dłonią na karku Sophie, zauważyła:
-A jednak cię nie uderzyłam...
***
-Wytłumacz mi co leży na stole w kuchni!!!-Maria nadzierała się na Sophie.
-To butelka dwustu-letniego, czerwonego wina, z najlepszych winogron. Przechowywana w głębokiej piwnicy. Zapewne z lekkim jabłkowym posmakiem.-oświadczyła spokojnie Francuzka.
-A skąd się tu wzięła!?!
-Z piwnicy pana Coletti.-oświadczyła beznamiętnie Sophie.
-Ukradłaś ją???-Maria wyglądała na coraz bardziej przerażoną.
-W połowie. Obsłużyłam się sama, ale zostawiłam w podzięce śliczny kamyczek...-oświadczyła blondynka.
Córka Afrodyty wpatrywała się w nią z coraz większym niedowierzaniem.
***
-I uroczyście przysięgamy ci Dionizosie, że butelka ta pozostanie zamknięta, dopóki nie zamieszkamy na Olimpie, jako nieśmiertelne!!!-wrzeszczała Sophie.
-Razem jako mąż i żona! Nie czekaj, żona i żona! Nie to jeszcze dziwniej brzmi...-zastanawiała się Maria.
-Jako małżeństwo!!!-dokończyła za nią Francuzka.
-A do tej pory wino będzie leżeć bezpiecznie u mnie!-Włoszka również krzyknęła.
A następnie obie rzuciły po garści winogron do ogniska.
W tym momencie z okna wychyliła się głowa kobiety.
-Co wy mi tutaj uskuteczniacie, za pogańskie rytuały, wy satanistki!!!
-Zwiewamy przed twoją macochą?-spytała Sophie.
-Oj tak! Natychmiast!-odparła Maria i obie dziewczyny rzuciły się do ucieczki.

Jestem straszna. Znowu ten sam kreator.
Maria

Sophie

środa, 2 lipca 2014

Wild Child-Avengers

Anthonia Stark miała wszystko, ale pewnego dnia posunęła się za daleko...
-Tonio Stark tym razem przeforsowałaś!!!-rozległ się wrzask Happy'ego.
Na podłodze walały się plastikowe kubki, a z głośników płynęła imprezowa składanka. Starkówna poległa na jakieś sofie, przykryta wstążkami, konfetii i, nie wiadomo skąd się wzięła, bitą śmietaną.
-Co?-Tonia powoli wstała, wyglądając trochę jął św. Mikołaj.
-Jedziesz do Anglii.-oznajmił, spokojnie Happy.
-Co, do cholery!?! Myślisz, że skoro moja matka chodziła do Angielskiej szkoły, to zrobią tam że mnie świętom!?!
***
-Spójrzmy na ich stronę.-zaproponowała Moly.
-OMG!!!-obie dziewczyny patrzyły z nie dowierzaniem.
-Tylko, żeby nie była na wsi.-skwitowała Tonia.
***
Akademia T.A.R.C.Z.A. na wsi. Tonia rozejrzała się dookoła. Jak ja tu przetrwam??? pomyślała. Drektorka podeszła do samochodu, a Tonia otworzyła okno.
-Witaj Tonio. Mam nadzieję, że będziesz dobrze czuła w naszej szkole.
-Żeby było jasne. Nie będzie mnie tu nawet miesiąc.
-Ja też chcę, żebyś coś wiedziała. Nie uznaje kompromisów. To twoja opiekunka, Stephanie.
Drektorka oddaliła się, a podeszła wysoka, umięśniona blondynka.
-Część. Jestem Stephanie Rogers. Wdrożę cię we wszystko, ale tak naprawdę nie jestem twoją opiekunką.-dziewczyna wyciągnęła rękę na przywitanie-W razie czego, pomogę.
Tonia odtrąciła dłoń.
-Nie potrzebuje pomocy nikogo, kto nie wie co to manicure. Wybacz, ale nie wyglądasz na taką. Więc się odsuń.
Przeszła obok lekko zszokowanej gigantki.
***
Tonia weszła do pokoju. Zamarła na widok grupki rozpakowujących się dziewcząt.
-Hej, przydzielono mnie tutaj.-oznajmiła.
-Co z tego?-spytała kolejna już wielka blondynka.
-Musicie wyjść!
Wszystkie wybuchły śmiechem.
-Acha, wspólne pokoje. Super!!!-przewróciła oczami.
Zauważyła swoją "opiekunkę".
-Dlaczego chowasz czekoladę?
Nie odpowiedziała, za to podeszła do niej obstrzyżona dziewczyna.
-To jest smaczniejsze.-oświadczyła podając jej podejrzanie wyglądające ciastka.
-Fuj. Bomba kaloryczna!!!
***
-Odsuń się, Set. Okaż przewodniczącej samorządu szacunek!
-Po pierwsze: jestem Stark, nie Set. Po drugie: okaże przewodniczącej szacunek, jak na to zasłuży!
-Uważaj, tutaj panuje hierarchia: drektorka, nauczyciele, uczennice, konie, psy, koty, ptactwo, robactwo, amerykanie. Ciebie to też dotyczy, Stephanie.
-Tak. Przepraszamy.
Gdy zołza się oddaliła Tonia zwróciła się do blondynki.
-Dlaczego dacie tak sobą pomiatać?
-Lepiej nie zadzierać z panną władzą.
Temat został skończony, a protesty Starkówny nic nie dały.
***
Tonia załamana mokrą odzieżą (została oblana czymś bardzo dziwnym) i faktem nie wyrzucenia że szkoły usiadła na łóżku i ukryła twarz w dłoniach.
-Hej, co jest?-Stephanie zawsze pojawiła się w najmniej odpowiednich momentach-Zmarzniesz.
-Nie przygotowałam się, nie sądziłam, że będę tu tak długo.
-W takim razie weź mój sweter.
Blondynka wyjęła z szafy granatowy sweter i rzuciła go w kierunku Toniej.
-Może nie jestem terapeutką z Manhattanu, o której mówiłaś, ale możesz mi wszystko powiedzieć.
Rozsiadła się na łóżku tuż obok Starkówny, która naciągnęła na siebie za duży ciuch.
-Może powinnaś z kimś porozmawiać, np. z służącym?
Stephanie podeszła do szafki i zaczęła przekładać czekoladę.
-Weź mój telefon.-oświadczyła blondynka.
-Przecież zabrali nam telefony.-dziewczyna była zszokowana.
-Poprawka, zabrali twoje telefony. Te, które my dałyśmy są fałszywe. Porozmawiaj z kimś. Od razu poczujesz się lepiej.
Podeszła do drzwi.
-Acha, jakby co: nie było mnie tu, nie wiem co to za komórka, a najlepszy zasięg jest na szafie. Jakoś tam wleziesz.
I wyszła.
Moly jednak nie odebrała, była za bardzo zajęta "pilnowaniem" chłopaka Toniej.
***
Następny tydzień dziewczyny pomagały Statkównie wycinać najróżniejszych kawałów. Jednak wszystkie te wysiłki szły na marne. Tonia nawet nie usłyszała groźby wyrzucenia.
-Trzeba to w końcu zakończyć.-stwierdziła Steph.
-Musisz zaatakować tam gdzie jest słaba.-oświadczyła Natasha.
-Boże, musisz poderwać Petera!-wręcz wrzasnęła Becky.
-Syna drektorki!?!-spytała Cici.
-No jasne!!!-Thora wykazała swój entuzjazm
***
-Becky, wyjaśni plan.-rozkazała Natasha.
-Operacja: poderwać Petera, faza pierwsza: zrobić wrażenie. Faza pierwsza, podpunkt a: kupić sukienki.
-Dobra, starczy. Potrafisz sprawić, że coś fajnego brzmi jak lekcja fizyki.-oświadczyła Stephanie.
-Fizyka jest fajna!-krzyknęła Tonia.
Na chwilę zapadła cisza.
-Też tak uważam.-oświadczyła Becky.
***
Były już przy sklepie, gdy Tonia zaparła rękami i nogami.
-Nie wejdę tam!!! Starość, chłam i taniocha!!!-wrzeszczała.
-A jednak.-Steph podniosła ją jakby ta była piórkiem i wniosła do sklepu.
-To porwanie i złamanie prawa!!!-nadzierała się.-O, to całkiem ładne.
Chwyciła śliczną sukienkę.
***
Gdy były z powrotem w szkole Steph przypatrzyła się Toniej dokładniej.
-Wiesz lepiej ci w brązie niż blondzie.-uśmiechnęła się, a Statkówna odpowiedziała tym samym.
***
A teraz, żeby was dłużej nie nudzić, powiem co było dalej. Tonia jednak zdecydowała się zostać w szkole, bo znalazła tam coś o wiele ważniejsze niż pieniądze, czy wygląd-przyjaźń. Zerwała wszelkie kontakty z Moly i swoim eks. Natomiast facet, który miał być sposobem na wydostanie się, sprawił, że zapragnęła zostać tam dłużej.
***
-Jako ekipa powinniśmy mieć jakąś nazwę.-zauważyła Stephanie.
-Racja.-Thora podzielała entuzjazm.
W tym momencie w głowę Natashy uderzyła piłka.
-Aj, ile ja układałam tą fryzurę!!!-mimo wszystko ona też była kobietą.
-Spoko, pomścimy twoje włosy!!!-za krzyknęł Tonia.
-Jesteś genialna!-stwierdziła Steph.
-To wiem.-oświadczyła Statkówna-Ale w czym tym razem?
-Mścicielki!!! Tak będziemy się nazywać!-zakrzyknęła blondynka.
-Punkt a: odhaczony. Teraz b: zawołanie.-stwierdziła Becky.
-O! Ja wiem!!!-Thora była zachwycona-Niechaj każda powie najważniejszą dla niej rzecz! Zaczynam!!! Zabawa!!!
-Celność.-Cici uśmiechnęła się zawadiacko.
-Uczciwość!-Steph.
-Umysł.-dodała słabym głosem Becky.
-Przebiegłość.-Nat.
-Manicure.-oświadczyła dumnie Tonia.
Poczuła na sobie spojrzenia reszty.
-Alkochol.-powiedziała nieco słabszym głosem, lecz wciąż czuła na sobie ich spojrzenia.
-Seks?-bardziej spytała niż powiedziała.
Ciągle się gapiły.
-Dobra niech wam będzie!-krzyknęła w końcu-Przyjaźń!!!
***
Dziewczyny nie przypuszczały, że po latach spotkają się w o wiele bardziej niebezpiecznych okolicznościach. I na pewno nie spodziewały się, że tak mało wiedzą na temat swojej, prawie zawsze prawdomównej, Stephanie.

środa, 25 czerwca 2014

Kacvengers

Upić się i zapomnieć co działo się przez ostatnią noc. To może zdarzyć się każdemu, ale nie Kapitanowi Ameryce. Znaczy o ile Sadie nie postanowi stworzyć nowego rodzaju alkocholu, takiego, którego nawet super metabolizm Cap'a nie jest w stanie przetrawić.
12 lipca
Avengers'i urządzają świetne imprezy,to wie każdy. Chyba, że był za bardzo zchlany, żeby teraz to pamiętać.
Tak było i tym razem. Tony, za pomocą Jarvis'a, puszczał coraz to nowe taneczne hity. Thor i Asgartczycy śpiewali i pili niczym cały akademik. Steve, robiący za często za niańkę reszty, próbował sprzątnąć szkło, pochodzące z tluczonych przez bogów szklanek. Natasha i Clint podejrzanie gdzieś zniknęli. Natomiast Bruse siedział na kanapie z jakimś sokiem. A co robiła Sadie? Kręciła się wszędzie, szerząc przy tym wielkie zainteresowanie mężczyzn dla swojej osoby. A przynajmniej robiła póki, nie postanowiła pobawić się w barmana.
13 lipca, 9 rano
Steve obudził się z przeogromnym bólem głowy. Już raz mu się to przydarzyło, ale jeszcze przed przyjęciem serum. Sadie uznała za obciach nie urządzenie domówki, skoro już go odwiedziła. Ale ta sytuacja była inna. Po pierwsze: wtedy zasnął na kanapie, a nie łóżku. Po drugie: był w ubraniu, a teraz nie miał na sobie niczego. Po za tym wyczuł, że ktoś leży obok niego. Ten ktoś również był nagi. A Steve'owi zabrało trochę czasu ustalenie kto to. Wcześniej zawsze widział go w garniturze. To był Phil. Rogers'a na chwilę zamórwało. Nie żeby nie miał w głowie już paru scenariuszy wczorajszej nocy. Był w końcu człowiekiem bardzo pomysłowym. Ale to nadal było mocno nie prawdopodobne. I nagle cudowny pomysł!
-Jarvis, co się wczoraj działo?
Cisza. Co?
12 lipca 20.30
-Pragnę zauważyć, że spożycie takiej ilości alkocholu jest niebezpieczne, sir.
-Dobra. Wyłanczam zdolność mowy do odwołania.-oznajmił Tony.
13 lipca 9.15
Steve był już w bokserkach, ale nigdzie nie mógł znaleźć reszty swojej garderoby. Cóż, tyle musiało wystarczyć. Postanowił iść do kuchni i przygotować kawę. Jednak, gdy pociągnął za klamke drzwi ani drgnęły. Blondyn naparł na nie całym ciężarem swojego ciała, lecz drzwi nie drgnęły.
12 lipca 23.45
Minęło już dwie i pół godziny odkąd Cap i Phil opuścili imprezę, ale dopiero teraz reszcie drużyny przyszedł do głowy wyjątkowo dziecinny i głupi pomysł. Zawalenie drzwi wieloma bardzo ciężkimi przedmiotami.
13 lipca 9.20
To co teraz? Może oknem?
12 lipca 22.13
Wszystkie okna zostały zablokowane przez Jarvis'a. Dla bezpieczeństwa.
13 lipca 9.22
No to okno odpada.
Zostaje pytanie: co się wczoraj działo?

A wy chyba wiecie co się działo, no nie?
Sadie jest wymyślona prze ze mnie.

sobota, 21 czerwca 2014

Nowy blog

Zapraszam do odwiedzenia mojego nowego bloga z historią.

Jeszcze dziś rano byłam normalną dziewczyną. Ale to już nie poranek, a ją już nie jestem normalną dziewczyną i już nigdy nie będę. Od dzisiaj jestem herosem.

Co jeśli opowieści o Percy'm Jackson'ie okazał się jedynie scenariuszem?
Jeśli grupa ludzi została wybrana do odegrania go?

-A powiesz mi jak się nazywasz?
-Julietta di Capece, ale tutaj mówią na mnie Nicoletta di Angelo.  


Co jeśli rolę Percy'ego miałaby odegrać dziewczyna?
A Annabeth-chłopak?
Ale czy narzucenie komuś uczucia do innej osoby jest dobrym pomysłem?

Tego wszystkiego dowiecie się z bloga: "Historia o Percy'm Jakson'ie, ale inaczej".
Zapraszam.
http://historiaopjbyek.blogspot.com/

środa, 18 czerwca 2014

Sny o Sophie wiek: 11 lat

-...i wtedy urwali im głowy!-Sophie skończyła swój makabryczny dowcip.
-Lepiej nie opowiadaj tego na ślubie mojego kuzyna. Może im to przynieść pecha.-stwierdziła Maria, która już dawno temu nawykła do czarnego humoru Francuzki.
-Serio... To jest kuzyn kuzyna kuzynki kuzyna kuzynki kuzynki twojej kuzynki.
-Ważne, że rodzina, a nie jak daleka.-Maria wyszczerzyła zęby w uśmiechu jeszcze szerszym niż zwykle(Uśmiech Rodzinny, jak nazywała go Sophie).
-Czasem się zastanawiam, czy cię nie boli ten uśmiech...
-Nie, a ty też powinnaś uśmiechać się częściej! Ponurak!
-Śmieszka!-Blondynka odgryzła się.
-Dzięki za komplement!-Włoszka nie zajarzyła, że to była obelga.
***
Dziewczyny szły drogą, otoczoną z jednej strony winnicą pana Coletti, a z drugiej gajem oliwnym państwa Betito. Co zabawne ci drudzy byli bardzo miłymi i otwartymi ludźmi. Zawsze uśmiechnięci, mieli najcudowniejszą oliwę we wsi i chętnie pocieszali innych, zapraszając ich na chleb z oliwą. Natomiast ten pierwszy był ponurakiem, w dodatku jeszcze bywał wybuchowy. Wręcz strach było z nim porozmawiać.
-A próbowałaś oliwki z czosnkiem w oliwie?-Maria kontynuowała wątek kulinarny.
-Tak! Są super! I... Hej, czy to nie koza państwa Betito!?!-spytała z przerażeniem Sophie.
Rzeczywiście koza przechadzała się obiadając krzaki z liści i winogron.
-Zdaje się, że Coletti nie będzie zadowolony.
-No!-rzuciła Maria i przeczołgała się pod płotem, a następnie pognała za kozą.
-Jaki plan?-spytała Sophie, która nadal stała na drodze.
-Ty lecisz sprawdzić, czy to na pewno ta koza!!!
-A po co!?!
-Bo nie chcę zrobić z siebie jeszcze większej idiotki jeśli tamta będzie nadal w zagrodzie!-wrzasnęła Włoszka.
-Przypomina mi się powieść o rudowłosej dziewczynie, która ze swoją przyjaciółką goniła krowę po polu, bo myślała, że to jej krowa. Potem się okazało, że to nie jej krowa, ale już zdążyła ją sprzedać i...
-Przymknij się i idź zobaczyć co z tą kozą!!!-przerwała jej krzykiem Maria.

Sophie biegła już z powrotem, aby powiedzieć Marii, że koza wciąż była w zagrodzie. Nagle córka Afrodyty przebiegła obok niej z wrzaskiem:
-WIEJ!!!
Dziewczyna nawet nie miała chwili na zastanowienie, bo dobiegły ją krzyki pana Coletti:
-Ja wam dam, bachory!!! Moją kozę straszyć!!! Wracać tu!!! Żebym mógł wam skórę przetrzepać!!!
Córka Hadesa pomknęła biegiem i szybko dogoniła Włoszkę. Na szczęście otyły mężczyzna w średnim wieku nie mógł dogonić dwóch młodych, wysportowanych półbogiń.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Krótki opis Sophie

Wiek: na początku 11, pod koniec 16(biologicznie)
Wzrost: 158
Córka Hadesa, ale Maria śmieje się, że musi być spokrewniona z Dionizosem, bo dobre wino potrafi wyczuć na kilometr. "Poczucie humoru to ty masz psychopatyczne" cytując otoczenie. Wojownicza marzycielka "Ja Ikarem nie jestem i do morza nie zlecę".

niedziela, 15 czerwca 2014

Koniec Mitów 5

-Co na wszystkie trupy świata?!?-Nico zdążył chwycić spadającego chłopaka.
-Puść mnie!!!-wydarł się blondyn.
-Chcesz się zabić?-Reyna spojrzała na niego spod zmarszczonych brwi.
-Tak!!! Puść mnie!!! Natychmiast!!!-chłopak wił się jak węgorz.
-Nie warto.-Nico chwycił go jeszcze mocniej.
-Czego!?!-nadal wrzeszczał, ale przynajmniej przestał się wić.
-Popełniać samobójstwa. Sam kiedyś to planowałem, ale ktoś mnie od tego odwiódł.-rzucił spojrzenie w kierunku Reyny-I wiesz co? Nawet mi to na dobre wyszło.
Wciągnął blondyna na pterozaura.
***
Gaja śmiała się w duchu z córki Ateny. Dziewczyna starała się grać rolę twardej, ale widać było, że jest przerażona. Nie musi, nic jej przecież nie zrobi.
-Pani!!! On nie żyje!-wrzasnął stwór podobny do goblina.
-di Angelo!?!-Gaja prawie, że jęknęła, cały jej plan legł w gruzach.
-Owszem, przykro mi Pani.
Gaja spuściła wzrok. On też miał na tym skorzystać.
-Tobie jest po nim przykro?-zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie, niż pytanie. Oczy Annabeth również zaszły łzami.
„Czyli nie jest, aż taka zła jak jej matka...” przemknęło Królowej Ziemi przez myśl. „Ale nie pozwalaj sobie na sentymenty!!!” skarciła się.
Nagle usłyszała stłumiony szept. Odwróciła się.
-Mhhmm!-Annabeth przykryła dłonią usta małego duszka pól.
-Zaprawdę dziewczyno, jeśli nie masz nic lepszego do roboty, to może zajmij się sprzątaniem i gotowaniem. Jak na młodą damę przystało.
Córka Ateny puściła małego duszka, ale nic nie wskazywało na rozpoczęcie jej działalności w tym kierunku.
-Pani, my widzieliśmy. Hobgoblin kłamał. Anioł Śmierci wciąż żyje.-wysapał duszek.
***
-To powinno być tuż za rogiem...-Bianca ciągnęła bez przekonania.
-Serio? Mijamy tą skałę już trzeci raz.-westchnął Luke.
-Cicho!
-Co to za córka Hadesa, skoro nie ma orientacji pod ziemią!?!-nie ustępował.
***
-Ała.-Reyna stęknęła, gdy dotknęła opuchniętej ręki. Ambrozja już działała, ale stłuczona kończyna wciąż sprawiała ból.
-Wszystko ok?-Nico spojrzał na dziewczynę ze współczuciem.
-Jasne. Raczej sprawdź co u samobójcy.
Blondyn siedział skulony w rogu pomieszczenia.
***
Kiara schowała iPhona do kieszeni. Jej Pani nie będzie długo czekać. W końcu pracuje dla niej najlepsza w kraju po(d)rywaczka.
***
-Co to było!?!-Leo wybiegł spod pokładu.
-Zdaje się, że mamy kłopoty...-Hazel wpatrywała się z przestrachem w stronę gór.

sobota, 14 czerwca 2014

Sny o Sophie #1

Urodziła się w Paryżu. Ma rok, gdy jej matka ginie. Mieszka u swojego ojca, Hadesa, łamiąc przy tym wiele praw. Macocha jej nie znosi. W wieku ośmiu lat opuszcza podziemie. Mając dziewięć zamieszkuje we Włoszech i spotyka Marię di Angelo. Nieśmiertelność zostaje dana jej w wieku szesnastu lat. Ale, to tylko skrót...

-Maria!!!-Sophie wydarła się rzucając w okno dziewczyny kamykiem.
-Bu!-ktoś klepną ją w plecy, a ona dobyła miecza i odwróciła się.
-Na bogów! Maria! Chcesz głowę stracić!?!-miecz o włos minął głowę Włoszki.
-To dokąd dzisiaj idziemy?-Maria absolutnie nie przejęła się niebezpieczeństwem związanym ze straszeniem córki Hadesa.
-Chcę ci pokazać mój świat.-Sophie chwyciła towarzyszkę za rękę.
-Znaczy Podziemie?
Blondynka skinęła głową.
-Super!!!-córka Afrodyty wręcz podskoczyła.
***
Schodziły powoli skalnym korytarzem, aż trafiły na rozległe łąki, pełne wałęsających się dusz.
-Wow!-Włoszka rozejrzała się dookoła, robiąc przy tym wielkie oczy.
-Fajnie, nie?
-Tak!-Maria uśmiechnęła się szeroko.
-Oprowadzę cię.
***
-Jak to jest, że twoja rodzina jest zawsze taka uśmiechnięta?-spytała Sophie.
-No bo...no wiesz. Przeciętny di Angelo uśmiecha się raz na całe życie... Po prostu nigdy nie przestaje!
-Aha, a te wasze zjazdy?-Francuzka nigdy nie miała normalnej rodziny, więc zawsze interesowały ją opowieści przyjaciółki z tego typu.
-To tradycja! Zbieramy się parę razy do roku, by tańczyć, rozmawiać, po rywalizować, a czasami nawet trafia się na kogoś, kogo nigdy wcześniej się nie widziało. A jednak wiesz to rodzina i jest to kompletnie niesamowite!
-Zazdroszczę ci, wiesz?-teraz Sophie też wyszczerzyła zęby.
***
Siedziały razem nad Styksem.
-A może byśmy się zanurzyły w rzece?-Sophie spojrzała na Marię.
-Nie. To zły pomysł.-odpowiedziała Włoszka.
-Czemu?
-Bo wtedy uodpornimy się na rany. Człowiek, który byłby odporny na rany fizyczne i psychiczne byłby również kalekom emocjonalnym. Żeby żyć w pełni trzeba posmakować cierpienia. Niezależnie, czy nam się to podoba, czy nie!
-Może masz rację... Afrodyta z pewnością jest dumna, że ma tak mądrą córkę!
-Tak jak Hades musi być dumny z ciebie!
***
Wróciły na powierzchnię. Ciągle jeszcze panował mrok, ale słońce powoli zaczęło ukazywać się na widnokręgu.
-Dzięki.-Maria przytuliła Sophie.
-Niby za co, Marie*?
-Za to, że pokazałaś mi jak wygląda Podziemie. Za to, że mi tak ufasz!
-To ty musiałaś mi zaufać! Pakować się prosto w paszczę lwa!

*czyt.Marii, francuski odpowiednik imienia Maria

"Sny o Sophie" ZWIASTUN

Urodziła się w Paryżu. Ma rok, gdy jej matka ginie. Mieszka u swojego ojca, Hadesa, łamiąc przy tym wiele praw. Macocha jej nie znosi. W wieku ośmiu lat opuszcza podziemie. Mając dziewięć zamieszkuje we Włoszech i spotyka Marię di Angelo. Nieśmiertelność zostaje dana jej w wieku szesnastu lat. Ale, to tylko skrót...

Co jeśli Maria di Angelo nie była zwykłym śmiertelnikiem, tylko herosem?
Co jeśli miała "przyjaciółkę", córkę Hadesa?

-Na bogów! Maria! Chcesz głowę stracić!?!-miecz o włos minął głowę Włoszki.
-To dokąd dzisiaj idziemy?-Maria absolutnie nie przejęła się niebezpieczeństwem związanym ze straszeniem córki Hadesa.

A jeśli byłoby to coś głębszego niż przyjaźń?
W każdym razie jest to historia, o której jeszcze nikt nie słyszał! Opowieść o rodzinie Nico, o młodości jego matki i o życiu sprzed wyjazdu do Waszyngtonu. O małej wsi, i tym, jak bardzo człowiek jest wstanie się zmienić. Jednak tym razem to nie Nico, a Maria będzie na pierwszym planie...
Zapraszam na historię o: walce, miłości, szaleńczych zjazdach rodzinnych i butelce wina, która nigdy nie została otwarta.
A wszystko to za sprawą blond włosej córki Hadesa, o imieniu Sophie...

wtorek, 10 czerwca 2014

HoO'wy wyciskacz łez

Annabeth leżała na szpitalnym łóżku, zasłaba nawet na otwarcie oczu. Tylu półbogów gineło chwalebną śmiercią w walce, ale nawet ta możliwość została jej odebrana. Nie była to rana, czy ukonszenie, tylko wada serca. A teraz zostało jej najwyżej kilka godzin. Percy siedział obok niej trzymając ją za rękę."Nie przeczytałam do końca tej książki" to dziwne, że gdy się umiera można przypomnieć sobie takie błachostki. Chłopak jakby czytając jej w myślach wziął tom do ręki i zaczął czytać ostatni rozdział. Córka Ateny zasnęła słuchając ostatniego słowa.
***
Minąły już trzy miesiące, a Percy nadal nie mógł dojść do siebie i wątpił, żeby udało mu się to kiedykolwiek. Już dawno spalili całun dziewczyny. Dlaczego to musiało się przydażyć akurat im? Czy nie wycierpieli dostatecznie dużo? Dwie wojny, utrata pamięci, Tartar, czy to by nie wystarczło? Najwyraźniej nie. Poczuł, że po jego policzkach znowu zaczynają płynąć łzy. A niech se płyną.
***
Nico nie mógł już patrzeć na cierpienie syna Posejdona. Gdyby tylko mógł mu jakoś pomóc... Ale przecież może. Był zdecydowany. Jak nie mógł o tym pomyśleć wcześniej? Przebiegł między domkami w kierunku lasu, gdzie cień był zawsze najmocniejszy. I skoczył pod Empaier State Bilding. Podszedł do woźnego.
-Piętro 600.
-Przykro mi, ale nie ma tutaj takiego piętra...
-I tego też nie ma?-syn Hadesa odsłonił głównie miecza.
-Ok. Masz.-dozorca podał mu kartę z napisem 600.
Dosłownie wskoczył do windy.
Chłopak wparował do sali tronowej, wprawiając wszystkich bogów w zdumienie.
-Co ty sobie wyobrażasz?-Zeus wręcz wstał z tronu.
-Chcę żebyście przywrócili Annabeth Chase do życia.
Wszystkich dosłownie wmurowało w trony.
-Zakładam, że z jakiś samolubnych powodów.-Hera patrzyła z typową dla siebie wladczością-Czy plotki nie głoszą, że jesteś/byłeś w niej zakochany...?
-To nigdy nie była Annabeth...
***
Percy siedział na pomoście, dokładnie tam, gdzie kiedyś Clarise i paru innych obozowiczów wrzucili Ann i jego do wody. Nagle poczuł jak ktoś klepie go w plecy. Nie zareagował.
-Straciłeś czucie w plecach, Glonomóżdżku?
Na dźwięk tego głosu chłopak odwrócił się od razu. A ona tam stała. Piekna i uśmiechnięta, jak zawsze. Zdaje się, że stracił już rozum do cna. Ale ona wyglądała tak prawdziwe...
-Pocałujesz mnie wkońcu, czy nie? Wiesz nie codziennie wraca się z krainy zmarłych!
Nie musiała długo czekać na odpowiedź.
***
Gdzieś w lesie stał Nico. Wszystko było jak dawniej, a on miał tylko nadzieję, że Annabeth nie zapomni o tym drobnym układzie i że nigdy nie powie Percy'emu jak wróciła.