piątek, 26 września 2014

Koniec Mitów 11

Bianca zamknęła oczy. Nagle głowę wypełniły jej wspomnienia, które wymyla Lete.Wstrętna kobyla, masa książek i jakaś blondynka. Co to miało znaczyć?
***
Gaja spojrzała na generała swojej armii.
-Macie mi przyprowadzić upadłego. Tylko się postarajcie!
Naprawdę musiała się spieszyć. Oczywiście nie oznaczało to pochopnego wyboru. Tylko niech tym razem nie zawala!
-Dobrze pani.
I wyszedł. Obawiał się, żeby nie spotkał go los jego poprzednika.
-Odział dwunasty, wymarsz.-rozkazał.
***
-Co masz na myśli mówiąc, ze Percy'ego nie ma już od czterech dni!?!-krzyczał Nico.
-No i Annabeth od pięciu.-dodała Hazel-Nie wiemy gdzie są.
-Kim oni są?-spytali razem Sophie i Felix.
-Największymi herosami naszych czasów.-oświadczył Frank.
-Kiedyś już słyszałam, gdy bogowie kogoś tak nazywali.-Sophie posmutniała-Skończyło się nieszczęściem.
-O kogo chodzi? Znałaś ich?-spytała Piper.
-Taa.-blondynka zamilkła. Cała postawa ciała wykazywała niechęć do kontynuowania tematu.
***
Percy miał niezłe wyrzuty sumienia. Oczywiście Annabeth też odrobinę przesadziła, ale i tak czuł się okropnie.
***
Potworny dowódca syknął na widok latającego statku. Jak Wielka Pani mogła myśleć, ze sam(czyt. z oddziałem liczącym 30 potworów), pojmie Upadłego. Anioły, brrry, miały za wielka moc. Potomkowie mniejszą, ale jeśli skrzyżować takiego z bogiem... Taka moc była zbyt wielka, by choć marzyć o jej kontroli.
Ale nie był głupi, wiedział, ze upadły nie był jego jedynym zmartwieniem. Po za nim, była jeszcze zgraja półbogów zaprawionych w boju. Lepiej będzie, jeśli zaskoczy ich we śnie.
***
-Bianca, gdzie my wyszliśmy?-spytał Luke rozkładając się po zniszczonym pomieszczeniu.
-W moim starym domu! Tu był mój pokój! Znaczy mój i Nico. Pamiętam tą wstrętną kobyłą, którą mój brat nazywał Bella Porchelana! I mamę! I ciocię Sophie!-odpowiedziała niezwykle zadowolona.

środa, 24 września 2014

Dziennik Kowalskiego część 1

jedn. alkoholu 15(był po tym kompletnie wstawiony), rozmyślania o Doris 31(albo coś koło tego), wynalazków 0, czekolady 3

30 marzec

10:05 (w nocy)
Wszystko jest w porządku. Randka przebiega świetnie. Może oświadczyny się udadzą.

10:50
Doris z nim zrywa. To jest straszne! Okropne! Kolejny raz, już osiemnasty, powtarza „lepiej zostańmy przyjaciółmi”. Dlaczego?

11:00
Jest w drodze do zoo. Płacze przez całą drogę i naprawdę nie obchodzi go, że ludzie doskonale widzą jak idzie po ulicy. Jak wlecze za sobą pudełko na wstążce. Zawartość to pierścionek. Na łańcuszku, bo delfiny nie mają palcy.

11:02
Po drodze kupił parę butelek jakiegoś alkoholu. Serio nie obchodziło go jakiego. Nie miał już drobnych(czyt. sardynek), więc zapłacił banknotem(czyt. makrelą).

11:57(chyba)
Dotarcie do zoo zabrało mu więcej niż zwykle. Skutek byle czego ze sklepu.

12:08
Jest już w bazie. Na szczęście wszyscy śpią. Nie chciał, żeby widzieli go w takim stanie. Skipper byłby rozczarowany. Ba, raczej wściekły. Rozczarowany byłby Szeregowy. Zamknął się w laboratorium. I absolutnie nie spędzi kolejnego miesiąca w wannie.

12:09
Otworzył swój tajny sejf z czekoladą. Po alkoholu smakowała okropnie, ale musiał zabić jego smak i ogólne rozgoryczenie. Smak goryczy jest o wiele gorszy, niż czekolady w tych okolicznościach.

12:16
Jakimś cudem jednak skończył w wannie. Trudno. Jeszcze trochę i wstanie.

31 marzec

8:13
Co za ból głowy! I kręgosłupa! Nic dziwnego, w końcu zasnął w wannie. A po kiego wstawać?

8 kwiecień

8:20
Szef. Nie Skipper. Szef. Jest różnica. Skipper ma uczucia. Szef to zło wcielone. Kazał mu iść, pozbierać się i strzec zoo.

9:00
Czysto.

10:00
Nadal czysto.

11:00
Nadal pierońsko czysto!

12:00
Nadal nic. Po kiego grzyba on tu siedzi!?!

13:00
Wciąż nic.

14:00
Chrryyy...

15:00
Chyba przysnął.

15:34
Zaraz ktoś kręci się przy magazynie. Ma bluzę. Ze względu na sierść to Julian, ale Szef(nie Skipper) da mu po głowie, jeśli tego nie sprawdzi.

15:38
Jest już przy magazynie.
-No dobra, Julian. Miejmy to za sobą. Co tu robisz?
Postać odwróciła się, odrzucając przy tym kaptur.
-Kim jest Julian?-spytała lemurzyca, gdy ukazał się jej srebrny, długi warkocz.
Kowalski był zbyt osłupiały by odpowiedzieć. W jednej chwili myśli, że spotyka tego głupka Juliana, a w następnej patrzy w głębokie, zielone oczy.
-Halo! Jest tam kto?-srebrno włosa spytała, machając mu dłonią przed dziobem.
-Tak! Jest. Julian to król lemurów. Nie słyszałaś o nim? Przecież jesteś lemurzycą.-wyrzucał słowa z prędkością karabinu.
-Pierwsze słyszę! Ja jestem nie podzielną władczynią lemurów w Amazonii!
-Lemury nie występują w Amazonii.-zauważył trzeźwo Kowalski.
-Ależ jesteśmy tam! Zbiegliśmy Białym Kitlom, zesłanym jako karę za grzechy przez Pradawnych Bogów! Ale złapali mnie i przywieźli w pudle do tego dziwnego lasu. Jednak wrócę!
-Ekhem. A ta bluza?
-To dar od ojca, mego ojca Sebera XIII. Zesłali mu to Pradawni Bogowie!(czyt. wypadła z helikoptera) Ja ją noszę jako, że jestem Valerii I, Wielka Królowa Amazonii!
Kowalski dalej już nie słuchał, tylko kolejnego Juliana mu brakowało.