poniedziałek, 26 maja 2014

Koniec Mitów cz.4

Nico usiłował poradzić sobie z tą małą powodzią.
-Co się tu stało?!?-Rejna wytrzeszczyła oczy.
-Bracia Hood się stali.-oświadczył chłopak na chwilę przestając wymiatać wodę.
-Pomóc ci?-pretorka nadal wydawała się oszołomiona sytuacją.
-Chętnie tą pomoc przyjmę. Już mi ręce odpadają.
-Sam przeniosłeś Atenę Partenos, a nie możesz sobie poradzić z odrobiną wody?
-Tego było dwadzieścia centymetrów.
-Zwracam honor.
Razem zaczęli wymiatać wymiatać zalegającą w trzynastce wodę.
***
-Nie rozumiem...-powiedziała Annabeth obiecując sobie w duchu, że już nigdy nie powie Percy'emu, że jest wolno myślący.
-Oh, córka Ateny czegoś nie rozumie! Co za wstyd dla mamusi!-Gaja przybrała dramatyczną pozę, a Annabeth minę, na widok której, każdy normalny człowiek by się schował. Ale Gaja nie była człowiekiem.
-Pomyśl tylko. Rozruszaj szare komórki i przypomni sobie różne sytuacje.
-Ale wszyscy sądzili, mówili, że on zakochał się we mnie...
-Znowu pycha. Raczej był zazdrosny...
***
-Sadie dziwnie się zachowuje.-zauważył Carter, Zyia spojrzała na niego pytająco-Znaczy dziwnie nawet jak na nią.-poprawił się.
Blondynka siedziała przy stole jedząc grillowanego kurczaka, którego przegryzała Snikersem.
-Myślisz, że ona i Walt …
-Zdaje się, że masz rację.-potwierdził.
***
Ciekawe, czy jeśli skoczy ktokolwiek to zauważy... Czy będą się pytać „Czy ktoś widział Felixa?” albo „Co się z nim stało?”. Balansował na krawędzi pomiędzy pokojem, a siedmiopiętrową przepaścią.
***
-Muszę ich ostrzec!-Nico biegł w kierunku stajni.
-Niby przed czym?-Reyna nie znosiła czegoś nie wiedzieć.
-Percy... i Annabeth są w niebezpieczeństwie! Gaja! Wielkie trzęsienie! Pompeje znowu zostaną przykryte popiołem!-wszystkie konie odsuwały się od chłopaka, który w końcu po prostu przywołał skamielinę jakiegoś wielkiego pterozaura..
-Jadę z tobą!-Reyna wyprowadziła z boksu Jabłuszko (prezent od mamy).
-Nie, lepiej nie. Ktoś musi pilnować Oktawiana.
-Już Rachel się tym zajmie. A teraz uciekajcie potwory, bo Jumperzy znowu wkraczają do akcji!!!
***
Bianca próbowała zapiąć zbroję, ale szło jej to dość marnie.
-Pomóc ci?-Luke cały czas przypatrywał się rozbawiony.
-Było by bardzo miło. Durna zbroja!
***
Reyna rzuciła Nico krótkie spojrzenie.
-Jeszcze się nie odkochałeś, co?
-Wątpię.-to znaczyło „nie”-Ale czy ty się już odkochałaś w Jasonie?
Zawadiackie spojrzenie. Dlaczego wszystkie dzieci wielkiej trójki muszą mieć to spojrzenie?
-Nie.-nie była to ani do końca prawda, ani kłamstwo.
***
Felix zdecydowany odepchnął się od framugi. I całe to jego samobójstwo wyszłoby dobrze, gdyby nie chłopak lecący na szkielecie...
***
-I co zamierzasz zrobić?-Annabeth w pełni zrozumiała już o czym mówi Gaja.
-Nic takiego. On niedawno usłyszał mowę Wyroczni, a teraz zmierza tu, żeby was ostrzec. Czyli mój plan działa doskonale.

Koniec Mitów cz.3

Annabeth radośnie skierowała się w kierunku Partenonu. To było bardzo niemądre, ale przecież zostawiła karteczkę. Co mogło pójść nie tak? Nagle poczuła uderzenie w tył głowy i legła na ziemi.

Obudziła się w jakieś grocie. Powietrze było ciężkie, a na ścianach wisiały znajome jej gobeliny. „Nie, tylko nie znowu Arachne!” Jednak wtedy spostrzegła postać siedzącą na tronie. Kobieta miała ziemistą skórę i zamknięte oczy.
-Gajo, obawiam się, że twój plan nie wypalił skoro jestem tu tylko ja!
-Pycha.-kobieta wyraźnie zaakcentowała, każdą literę tego słowa-Myślisz, że wszystko kręci się wokół ciebie? Błąd! Mój plan działa doskonale! Wszystko sprowadza się do miłości. Skoro ty tutaj jesteś wkrótce pojawi się tutaj Percy, a za nim Upadły.
-Upadły?
-Wy nazywacie go Nico. Kolejny zniewolony przez okrucieństwo bogów. Kiedy ostatnio widziałaś go uśmiechniętego? Gdy był dziesięciolatkiem. To nie jego wina. Ja tylko zamieram wyzwolić Anioła spod władzy Niższych.
-Niższych?-Annabeth naprawdę coraz mniej z tego rozumiała. Oczywiście, Angelo znaczy po włosku Anioł, ale nic poza tym...
-Niżsi to istoty, które wy nazywacie bogami. Ten chłopak posiada wielką moc. Wystarczy jedna jego łza, uśmiech, cokolwiek by mnie obudzić!
Annabeth wydała z siebie stłumiony okrzyk, gdy Gaja zmieniła formę.
***
-Dobrze ci poszło, Carter.-Sadie wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
-Dzięki, ale to nie było takie trudne.-już miał powiedzieć coś więcej, gdy dziewczyna zwymiotowała.
-Wszystko w porządku?-jej brat był bardzo przestraszony-Jesteś chora?
-Nie, wszystko w porządku.-uśmiechnęła się blado, choć po jej minie było widać, że kłamie.
***
Nico obudził się i krzyknął, gdy zobaczył, że jego rzeczy wręcz pływają w wysokiej na dwadzieścia centymetrów wodzie.
-Zabiję cię, Percy!!!-ale mówiąc to uświadomił sobie, że Percy przecież jest na Argo II. Więc jak to możliwe...? Usłyszał chichot na zewnątrz domku. Jak najciszej podszedł do drzwi i przyłożył do nich ucho. Tak, zdecydowanie ktoś tam był i nie mógł powstrzymać śmiechu. A raczej dwa ktosie. Z impentem otworzył drzwi, a woda zwaliła braci Conor z ganka.
***
Bianca nuciła jakąś włoską kołysankę.
-Nie znasz nic po angielsku?-Luke dosiadł się do niej na murze.
-Znam, ale ta jest moja ulubiona. Jest taka delikatna, wręcz krucha. Pewnie teraz mnie wyśmiejesz, ale zawsze uważałam, że ta melodia ma duszę.
-To rzeczywiście brzmi dziwnie, ale możesz mieć sporo racji.
-Serio tak uważasz?-dziewczyna spojrzała na niego swoimi wielkimi ciemnobrązowymi oczami.
-Oczywiście.
Bianca była taka podobna do Thalii, ale delikatniejsza. Bardziej dziewczęca.
***
Felix przytulił jednego z przywołanych przez siebie pingwinów. „Zawsze wszystko psuję...” Może nie było w tym za dużo racji, ale on nie mógł dojrzeć w sobie nic specjalnego. Ot to zwykłe blond chuchro. I jeszcze ten jego pech.
***
Gaja wyglądała teraz zupełnie jak Percy. Pomijając złowrogie zamknięte oczy.
-Ale miłość podziała najlepiej.

sobota, 24 maja 2014

Sercowe sprawy

Wansday ma 18,5 lat. Wbrew  oczekiwaniom została delikatną romantyczką, a nie sjocjopatkę ze skłonnościami do ludobójstwa. Po za tym ma dosyć wszechobecnej czerni i celebracji śmierci.
Niektóre imiona mogą nie zgadzać się z oryginałem, gdyż zostały spolszczone.

„Żeby tylko nie zobaczyli” mruczała pod nosem. Zapięła złoty łańcuszek z zawieszką w kształcie serca, prezent od Joel'a. Uśmiechnęła się tak serdecznie, że pewnie rodzice gdyby ją teraz zobaczyli odesłali by ją do psychiatryka. Drogą ekspresową.
-Wensday, od dawna mnie już nie torturowałaś! Coś się stało?-pod koniec tych słów Parsliey zobaczył siostrę. Ups. Wensday ubrana była w nasyconą zielenią sukienkę i lekko ciemniejsze balerinki. Miała też złoty łańcuszek i delikatny pierścionek. Włosy były rozpuszczone, a na wargach połyskiwał delikatny błyszczyk.
-To nie to co myślisz!!! To tylko naśmiewanie się z tych walniętych, kolorowo ubranych ludzi.
Nie uwierzył w to.
-Kim jesteś i co zrobiłaś z moją siostrą!?!
Nie odpowiedziała, po prostu wyszła. Zbiegła po schodach i już chciała wyjść z domu, gdy zobaczyła swoją matkę przy jej ulubionym zajęciu. Obcinaniu różom pąków. „Zaraz, czy to są...?”. To były kwiaty, które wczoraj przesłał jej Joel.
-Mamo! Jak możesz!?!-Wensday krzyknęła wyrywając z rąk matki jeszcze nie do końca zniszczone róże.
-Córko, czy ty nosisz...?-dziewczyna nic już nie słyszała, gdyż wybiegła z domu. W biegu chwyciła leżącą pod jej oknem torbę. Zrzuciła ją chwilę przed wejściem Parsley'a do jej pokoju. Od dawna to planowała. Z bagażem zarzuconym na ramię skierowała się w stronę przestanku autobusowego.

***

-Dorastanie! Rozchwiane hormony! Depresja! Palenie! Picie! Ćpanie! Rozumiem! Ale ucieczka z domu!?!-nadzierał się Gomez.
-Co zrobiliśmy nie tak?-Morticja obcinała po kolei pączki wszystkich kwiatów znajdujących się w pomieszczeniu. To ją uspokajało.
-Co za nieodpowiedzialność!-stwierdziła babka.
-Gdzie Wansday?-zapytał mały Hubert.
Rozległ się huk. Fester siedział lekko osmalony.
-Przepraszam. Spaliłem instalację.-runął na ziemię.
-Chyba wiem, gdzie może być...-powiedział Parsly.

***

Wansday nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Siedziała na hamaku razem z Joel'em, któremu szczęśliwie udało się odczulić na większość problematycznych dla niego alergenów.
-Kocham cię, wiesz?-spojrzała w jego piwne oczy.
Nie odpowiedział jej, tylko ją pocałował. To było takie słodkie i delikatne, ale również bardzo romantyczne. Gdy oderwali się od siebie wplótł w jej włosy różowy kwiat. Patrzyli sobie prosto w oczy. Zachód, hamak, kwiatki, motylki. Po prostu full romantic.
-Wansday!!!-nagle rozległ krzyk Gomeza-Idziemy do domu już!-mówiąc to zaczął ciągnąć ją za rękę.
-NIE!!!-dziewczyna wyrwała się-Nigdzie nie idę! Nie zmusisz mnie! A jeśli, to pójdę do sądu starać się o niezależność! Wierz mi! Każdy sąd mi ją przyzna!

***

Jakieś pół godziny później Wensday i Joel stali razem na niewielkim pagórku.
-Dobrze, że się z nimi pogodziłaś.-powiedział chłopak.
-Tak. Racja. Jeszcze tylko pół roku...-dziewczyna spojrzała w oczy chłopaka.
-...i zawsze będziemy razem.-dokończył.
Złączyli się w głębokim pocałunku.

wtorek, 20 maja 2014

Drugie Wcielenie cz.1

Wszędzie dookoła biegały dziwne dwunogie istoty. Ich skóra nie była kolorowa, tylko kremowa, czekoladowa lub czarna. Chociaż nie, Twight zauważyła istotę o lekko żółtawej cerze. To natchnęło ją nadzieją. Chciała spytać się co się dzieje, ale jej głos był uwięziony i nie mogła go wydobyć. Nie mogła się również ruszać. Spróbowała wzbić się w powietrze, ale skrzydła również były unieruchomione. Była przerażona całą sytuacją. Jednak jej przerażenie powiększyło się do entej potęgi gdy tuż pod jej kopytami rozstąpiła się ziemia, ukazując najpierw czarną czeluść, a następnie płynny ogień, zbliżający się do powierzchni.
Nagle znalazła się przed dziwnym, białym budynkiem. Na maszcie powiewała lekko już poszarpana flaga. W lewym górnym rogu znajdował się niebieski kwadrat z białymi gwiazdami, a całą resztę pokrywały czerwono białe pasy. Zamarła, gdy zobaczyła postać unoszącą się wysoko nad ziemią. Była to istota podobna do widzianych przez nią wcześniej, jednak jego skóra była czerwona, a z głowy wyrastały rogi. Discor. Nie umiała wytłumaczyć skąd wie, że to on. Ten tutaj wyglądał zupełnie inaczej od znanej jej wersji, ale czuła, że to Discor. Stwór zaśmiał się okrutnie. „Dlaczego nikt nie próbuje go powstrzymać?”zachodziła w głowę.
Kolejna zmiana scenerii. Tym razem stała na zgliszczach jakieś wielkiej wioski. Wokół nic nie było słychać, a aż po horyzont rozciągała się apokaliptyczna pustynia popiołu.
Znowu zmiana. Jak okiem sięgnąć ciągnęły się łąki, a po niej chodziły kolejne dziwne stworzenia. Jakieś dziwne, wysokie kucyki, których sierść wydawała się strasznie ponura, natomiast grzywy lśnił wszystkimi kolorami tęczy. Zobaczyła klacz o szarej maści i fioletowej grzywie. Popychała ona delikatnie dwa źrebięta. Jedno białe z krótką tęczową grzywą, a drugie czarne jak noc z grzywą w kolorze niebieskim.
A potem znowu pojawił się straszliwy demon.

Twight obudziła się i z trudem zwlekła z łóżka. „Co to było?” nigdy o czymś takim nie słyszała. „Muszę o tym opowiedzieć księżnice Celesti”. Wyszła z domu i pogalopowała w stronę zamku.
***
-Dalej Sweete Belle!-Rarity poganiała młodszą siostrę-Im dłużej będziesz się grzebać, tym dłużej będziemy tam iść i tym dłużej nie będzie nas w domu.
-Ale ja nie chcę być modelką!
Rarity tylko przewróciła oczami „dzieci”.
Kilkadziesiąt metrów dalej miała miejsce podobna sytuacja...
-Chodź, Appeljack!-Appelbloom ciągnęła starszą siostrę za kopyto.
-Nie!-AJ zaparła się tylnymi kopytami o ziemie i teraz tylko cud mógł ją stamtąd ruszyć.
-Mam szarlotkę!-AB wyciągnęła ciastko z torby.
-Nie chcę szarlotki! Ani nie chcę iść na żaden pokaz mody!
-Twoja przyjaciółka zaprojektowała to wszystko, a moja będzie jedną z modelek. Nadal nie chcesz iść?
-Nie wiedziałam, że to pokaz Rarity.-starsza klacz zamarła, młodsza wykorzystała to, aby pchnąć ją do przodu.
***
-Księżniczko Celestio!-Twight wleciała do sali tronowej z prędkością odrzutowca i zaraz po lądowaniu ukłoniła się, co spowodowało przekoziołkowaniem do przodu.
-Księżniczko! Nie uwierzysz co mi się dzisiaj śniło.-powiedziała podnosząc się z ziemi.

Igrzyska Fantazji cz.1

Kraina Fantazji. Miejsce szczęścia i radości. Raz w roku wszystkie postacie gromadzą się na placu, aby wziąć udział w wielkich zawodach.
-Drodzy mieszkańcy KF(C)!-Timon wrzeszczał do mikrofonu, przyprawiając wszystkich o ból uszu
-W tym roku zawody odwołane! Idźcie do domów!
-Zgadzam się z przedmówcą!-powiedział Pan Sowa.
-Co wy robicie?-zapytali jednocześnie Simba i Bambi. Głos pierwszego jak zawsze był rozbawiony, a tego drugiego był poważniejszy i bardziej dystyngowany.
-Nic, my tylko robimy wam wejście.-surykatka odeszła od mikrofonu i zwrócił się do sowy
-Przyjacielu, jak co roku zero spokoju.
Simba ryknął, jednak nie było w tym groźby. Jedynie przyjacielskie „zawsze to samo”. W tym czasie Kida podbiegła i chwyciła mikrofon.
-Dobrze poddani w tym roku będziemy mieli zaszczyt...-nie dokończyła, gdyż Elsa chwyciła za mikrofon i wyrwała go atlantce z rąk.
-To moja kolej.-oświadczyła spokojnie.
-Nie ustaliliśmy żadnej kolejki! To zawsze ja zapowiadam zawody i nikt inny!
-Czas to zmienić! Jako Pani Prezydent to ja powinnam to zrobić!-wtrąciła się Wenelopa.
-Ale ja jestem królową!-wrzasnęła Kida.
-Ja też!-Elsa zamroziła już połowę podwyższenia.
-I ja.-spokojnie powiedziała łania o imieniu Balbinka. Podeszła do reszty.
-Jako królowa Lwiej Ziemi mam prawo do zapowiedzianie tej imprezy.-warknęła Nala.
Simba, Bambi, Anna, Mailo i Ralph nie wiedzieli za bardzo jak się zachować.
-Gorzej niż dzieci.-mruknęła Elinor.
Podeszła do panelu i odłączyła mikrofon.
-Ogłaszam wam, że w tym roku odbędą się Głodowe Igrzyska z książek Susane Colins „Igrzyska Śmierci”.
Rozległ się radosny okrzyk tłumu, a pozostałe królowe patrzyły wilkiem na Ellinor.
-Jak doskonale wiemy, bohaterowie nie giną, gdyż uśmiercić ich może jedynie prawowity autor. Trybuci zostali wylosowani. Z „Igrzysk Śmierci” Katniss i Peta! Z „Herosów Olimpijskich” Annabeth i Percy! Z „Kroniki rodu Kane” Sadie i Carter! Z „Opowieści z Narnii” Łucja i Edmund! Ze „Zmierzchu” Bella i Edward! Z „Kroniki Spiderwike” Mallory i Jered! Z „Ani z Zielonego Wzgórza” Ania I Gilbert! Z „Serii Niefortunnych Zdarzeń” Violletta i Clous! Z „Harry'ego Pottera” Hermiona i Harry! Z „Time Riders” Becky i Liam! Z „Darów Anioła” Carly i Jace! Z „Władcy Pierścieni” Eumina i Legolas!
Gdzieś z tyłu placu stali Peta i Katniss.
-Oni chcą nas wykończyć psychicznie.-stwierdziła kobieta.

Gold Space level 3

-Czy ty jesteś normalna, dziewczynko?-Wenelopa trzymała pistolet, który przed chwilą podała jej Alex.
-Powiedziała wieczna 10-latka do 16-latki. I tak, jestem normalna w jakiś 34%.
-Nie no, mamusia będzie dumna. Tylko uważasz, że jej były jest cyber-robalem i chcesz do niego strzelać. Uroczo.-Ralph'owi absolutnie nie podobał się cały ten pomysł.
-Ale ty im nie powiesz! Prawda, wujku?-Alexandra wydawała się lekko przestraszona.
-Jeśli nie będzie to zagrażać twojemu życiu lub zdrowiu to nie zamierzam.
-Dzięki!!!-blondynka rzuciła mu się na szyję-Dowiem się co Brad ma za uszami!
***
Alex z gracją kroczyła po bruku obok kamienicy. Doszła na stację niezauważona, na szczęście. Wsiadła do wagonika i pojechała w kierunku głównej stacji.
„Tylko teraz mnie nie zatrzymaj” pomyślał o świecącym policjancie. Udało się. O tej porze stacja była praktycznie pusta. Wenelopa była w swojej grze od jakiś dwóch godzin, tak samo jak mama. Kusiło ją odwiedzenie „Ku polu chwały”, ale szybko odsunęła tą myśl. Najpierw znajdzie coś obciążającego na Brad'a. Stanęła przed drzwiami dla personelu. „Teraz, albo nigdy”, weszła do środka. Było tam ciemno. Po omacku zaczęła szukać włącznika światła. „Jest” nagle zabłysły jarzeniówki, będące umieszczone na ścianie po lewej. „Ładny wystrój, nie ma co” pomyślała. Ściany były szare i gołe, tak samo jak betonowa podłoga. Z białych jarzeniówek padał nie przyjemny blask. Korytarz miał kształt jak tunele kolejki, nawet wyściełanie było takie samo. Szybko ruszyła do przodu, gdyby tylko stała tam dłużej chciała by zawrócić. Musiała co chwilę się chować, gdyż widziała mnóstwo świecącego personelu. W końcu stanęła na skrzyżowaniu. Na tabliczkach obok przejść widniały napisy: żarówki, kuchnia, komputer. „I gdzie teraz?” nie wiedziała gdzie ma dalej iść. Usłyszała dziwny szum, spora grupa ludzików-świetlików zbliżała się w jej stronę. Wskoczyła do „komputera” i zbiegła w dół. „Co za szczęście!” popatrzyła przed siebie z nadzieją, że nie natrafi już na żadne niespodzianki. Myliła się. Stała przed kolejnym rozwidleniem. Na jednych drzwiach pisało: system, a na drugich: maszyneria. „Raz kozie śmierć” weszła do systemu.

piątek, 16 maja 2014

Koniec mitów cz.2

-Percy, obudź się.-dobrze znany głos wyrwał go ze snu.
-Cześć, mamo.-miał zaspany głos-Powiesz mi jak się tu znalazłem?
-Na razie się tym nie kłopocz. Przygotowałam ci niebieskie gofry.
Razem poszli do kuchni. Chłopak nie miał zielonego pojęcia jak się tu znalazł. W jednej chwili był na Argo II, a w drugiej razem z mamom jadł gofry w kuchni.
-Hej Percy, nie zależnie czego dowiesz się o osobach w twoim otoczeniu. Nie ważne co zdarzy się podczas wojny. Proszę, nie zapominaj kim jesteś.
-O czym mow...-nagłe szarpnięcie zrzuciło go z krzesła.

Obudził się.Nadal był w swojej kajucie. „O co jej chodziło?” pomyślał „Nawet nie zdążyłem zjeść tego gofra!”.
-Nadal ślinisz się przez sen.-dopiero teraz dostrzegł stojącą przy komodzie Annabeth.
Percy odruchowo przejechał palcem po policzkach. Rzeczywiście.
-Wcale nie. Tylko ci się tak wydaje.
-Chodź, glonomóżdżku. Bo cie śniadanie ominie.
-Śniadanie! W takim razie pośpieszmy się!-pociągnął blondynkę za sobą wychodząc z kajuty.
***
Gaja spojrzała na piękne gobeliny, wykonane przez Arachne. Nic by się tej biednej dziewczynie nie przytrafiło, gdyba Atena nie była o nią zazdrosna. Pycha. Najgorsza, najniebezpieczniejsza i najgłupsza cecha bogini mądrości. Cecha, którą mają wszystkie jej dzieci. Cecha, która zagraża istnieniu świata. A Zeus? Ten, który ponoć jest dobrym i mądrym królem? To bezmózgi głupiec! W dodatku za dumny i za pewny siebie. Według niego, każda jego decyzja jest perfekcyjna. Nie istnieją decyzje perfekcyjne. Gaja jeszcze raz spojrzała na gobeliny, ale tym razem od razu odwróciła wzrok. „Dlaczego zawsze muszę tworzyć potwory?”
***
-Ta bogini to potwór! Jest gorsza od Chaosu! Nie ograniczy się jedynie do Greków i Rzymian! Nas też wybije!-Carter opowiadał z weną-Jednak, Gaja nie poprzestanie na świecie magicznym! Zniszczy wszystko!
Ludzie kiwali głowami, ale z ich ust nie padła żadna odpowiedź.
***
-Bianca!!!-Luke krzyknął w stronę dziewczyny-Chodź do nas!
Blondyn wskazał na stół, przy którym siedzieli już on, Silenia, Bekendorf i Ethan.
-Och, dziękuję.-brunetka dosiadła się do grupy.
-Ile miała byś teraz lat?-spytała córka Afrodyty.
-Przepraszam, co?-Bianca nie załapała o co chodzi starszej półbogini.
-Ile miałabyś teraz lat, gdybyś nie umarła?
-Szesnaście. Dziś miałabym urodziny.
-W takim razie...-zaczął Ethan.
-...wszystkiego najlepszego!-zakończyli razem.
***
„Więc w jakieś części jest aniołem” Nico siedział skulony na parapecie. Zniszczyło to wszystko, co do tej wiedział o świecie wokół niego. „Zaraz! To już dzisiaj!” jak mógł zapomnieć. Skierował się w stronę szafy.
Wbrew pozorom w domku trzynastym nie było żadnych czaszek, czy szkieletów. Znajdowało się tam wygodne łózko, zdobiona szafa i lustro. Była też kanapa z zielonym obiciem. Meble w pomieszczeniu utrzymywały się w ciemnym brązie. Na ziemi leżał czerwony dywan w perskim stylu (co z tego, że trochę gryzł się z otoczeniem, w końcu był ładny). Na stoliku do kawy leżało mnóstwo małych puzderek, będących w rzeczywistości pozytywkami. Przy ścianie stał regał cały zawalony książkami, w których tak kochał się zatapiać. Nie był wtedy, wychudzonym czternastolatkiem, który był nieszczęśliwie zakochany w o dwa lata starszym chłopaku. Kiedy czytał mógł być kim tylko chciał. ciemnym brązie.
Wziął do ręki złote pudełko, zdobione motywami roślinnymi. Nakręcił pozytywkę. Kiedy tylko rozbrzmiała melodia (ulubiona melodia Bianci) powiedział:
-Wszystkiego najlepszego, siostrzyczko.

Koniec Mitów cz.1

Percy i Annabeth byli przykuci do kamiennych ołtarzy. Gaia miała zaraz się przebudzić, a on mimo najszczerszych chęci uwolnienia tej dwójki, nie mógł rozerwać łańcuchów. Poczuł jak silna ręka chwyta go za bluzę i odrzuca do tyłu.
-I co di Angelo? Mogłeś do tego nie dopuścić, mogłeś robić co ci kazałam. Ale nie... to ty ich skazałeś!-oczy matki ziemi zaczęły się otwierać ukazując piękne i zarazem przerażające tęczówki. Miały kolor brązu i zieleni w różnych odcieniach.
-Nie!!!-chłopak wrzasnął jednocześnie wyrywając się bogini.
Nie zdążył przebiec nawet kilku kroków, gdy tyranka znowu go pochwyciła. Wił się próbując jej uciec, ale tym razem była na to przygotowana i nie zamierzała go tak łatwo puścić.
-Spójrz!-Gaia nakierowała głowę Nico w stronę dwójki półbogów-Oni zginą dzisiaj, obudzą mnie! Ale co do ciebie mam o wiele poważniejsze plany. Najpotężniejszy półbóg jaki kiedykolwiek chodził po ziemi. Zapewne potężniejszy nawet od swojego boskiego rodzica. Potomek jednego z Upadłych. Aż żal byłoby zabić cię dla twojej krwi!
-Puść mnie!-brunet znowu krzyknął.
-Nie...-uśmiechnęła się złośliwie, jej ręka przesunęła się w stronę szyji Nico. Dokładnie w tym samym momencie słudzy Gaii zatopili noże w sercach dwójki wielkich półbogów.

-NIE!!!-Nico wrzasnął siadając na łóżku. „To tylko sen, tylko sen” problem był w tym, że półbogowie nie mają normalnych snów. Siedział jeszcze chwilę próbując się uspokoić. „Cheiron musi się o tym dowiedzieć” pomyślał. Wyszedł z domku trzynastego i skierował się w stronę Wielkiego Domu.
-Cheironie, potrzebuję twojej pomocy. Miałem sen...
-Dzieciaku, dlaczego nie śpisz? A może powinienem zmienić cię w winorośl?
-Byłem już różą, tulipanem, kukurydzą i trzy razy mleczem. Wreszcie coś innego.
-O co chodzi...-na korytarzu pojawił się zaspany Chejron, na jego ogonie wciąż były papiloty.
-Ty bezczelny bachorze...-Pan D znowu zaczął.
-Panie D, proszę przestać. Nico zapewne przyszedł z czymś ważnym.
-To w końcu jestem dyrektorem, czy nie?-Dionizos mruknął pod nosem-Mam na ciebie oko, Mick!
-Nico!-ale bóg opuścił już pomieszczenie-Jest dziś w dobrym humorze.
-Tak.-zgodził się centaur-To o co chodzi, Nico?
-Sen. Naprawdę okropny koszmar.-opowiedział nauczycielowi, a następnie opowiedział mu swój sen.
-Naprawdę mówiła o Upadłych?-Cheiron wydawał się zaniepokojony.
-Tak.-zawrze krótka, rzeczowa odpowiedź-A o co chodzi?
-Ponoć kiedy potomek Upadłych pojawia się wśród półbogów nastaje nowa era.
-To znaczy, że Gaja wygra!?!-Nico na chwilę stracił nad sobą kontrolę.
-Ciszej, bo wszystkich w obozie obudzisz i przestraszysz.-centaur upominał syna Hadesa-A Gaja wygra tylko jeśli będziemy mieli wyjątkowego pecha, lub jeśli przejdzież na stronę Gaii.
-Nigdy w życiu!-następnie się zastanowił-Ani po śmierci.-dodał.
-Wygramy i tym razem. Czuję to. W końcu mamy po swojej stronie Anioła Śmierci.
-Mówisz to tylko, aby podbudować moją samoocenę. Obaj doskonale wiemy, że wszyscy oczekiwać będą tyko i wyłącznie czarnowłosej małej syrenki.
Oboje wybuchli śmiechem.
***
Gdzieś w jakieś pieczarze głęboko w ziemi.
-Głupcy!!!-wrzasnęła kobieta siedząca na tronie-Mieliście tylko złapać i przyprowadzać jednego dzieciaka! Czy to takie trudne!?!-nawet z jej zamkniętych oczu emanował gniew.
-Ale on jest potomkiem Upadłego. I miał przewagę liczebną! On był jeden, a nas dziesięciu.
Ziemia podniosła się wokół mówiącego sługi pochłaniając go. Po chwili opadła zostawiając po sobie tylko kości.
-Dobierzcie jeszcze dwudziestu wojowników i znajdźcie go. Pamiętajcie, że chcę tego bachora żywego! A ty!-wskazała na pierwszego z brzegu żołnierza-Gratuluje awansu.
-Pani, Wasza Wysokość. Jeśli można spytać. Po co on, Pani?
-Nie zadawać pytań! Macie tylko przyprowadzić Nico di Angelo w miarę dobrym stanie!
***
-Sadie, dobrze wyglądam?-Carter spojrzał na swój ubiór. Tradycyjne szaty faraona.
-Zabójczo, braciszku. Ile będę czekać na bratową?
-Dopóki nie dobiję do osiemnastki.
-Ale to jeszcze dwa lata. Przecież wedle tradycji powinieneś mieć żonę już od jakiś pięciu lat!
-A ty męża.-odgryzł się Carter.
-Była bym z tego zadowolona. W końcu nie codziennie trafia się na faceta takiego jak Walt.
-Zawsze powtarzam, że masz ciekawe podejście do życia.
-A ty lubisz piwo korzenne.-usłyszała głosy tłumu za kurtyny-Połamania nóg. I różdżki.
-Dzięki.-mówiąc to stanął przed ludem. Miał ich przekonać do pomocy tym, którzy zawsze byli ich wrogami.
***
Gdzieś w Elizjum drobna brunetka podeszła do wysokiego blondyna.
-Już czas.-oświadczyła.
Chłopak odwrócił się do niej pokazując swoją bliznę w kształcie gwiazdy.
-Jesteś pewna, Bianca?
-Tak, Luke. To czas naszego powrotu.-odparła-Powiedz o tym reszcie.
-Oni już są gotowi. Od śmierci.
***
-Kim są Upadli?-Nico w końcu zadał pytanie, które od dawna chodziło mu po głowie.
-Naprawdę chcesz wiedzieć? To zburzy wszystko co do tej pory myślałeś o swoim świecie.
-Jestem pewien, Cheironie. Jeśli mam od któregoś pochodzić, to muszę to wiedzieć.
-Wiesz cokolwiek o religii Chrześcijańskiej?
-Tak, babcia była bardzo religijna. Kiedy mama nas z nią zostawiała, babcia czytała nam Biblię. Nie zależnie, czy chcieliśmy, czy nie.
-Dobrze, to ułatwi tłumaczenie. Pamiętasz o aniołach, które zostały strącone z nieba?
-Tak. Znaczy mniej, więcej.
-Jeszcze lepiej.
-Nie rozumiem...-otworzył szerzej oczy-Chyba nie mówisz, że Upadli, o których mówiła Gaja, to te upadłe anioły!?!
-To jedno, i to samo.-oświadczył Cheiron.

Gold Space level 2

Alex wciąż nie mogła zasnąć. Nie dawała jej spać nieprawdopodobność owej sytuacji. Wstała więc, ubrała się i wyszła z mieszkania. „Tylko cicho, żeby nikt się nie obudził” powtarzała sobie w myślach.
-A gdzie się wybierasz, młoda panno?-Gene siedział na kanapie z kieliszkiem.
-Nie jest to pańska sprawa. A po tonie pańskiego głosu wnioskuję iż chciał pan powiedzieć „zaraza”. Zresztą mogłabym pana zapytać „co pan tu robi?”.-”i sam jest pan małą zarazą” pomyślała.
Mówiąc to odwróciła się i odtworzyła drzwi.
-Wracaj tu!!!-brunet krzyknął za nią.
Ale ona już biegła w kierunku kolejki. Może to było głupie... Nastolatka postanawia sprawdzić, czy były jej matki jest ulepszonym cyber-robalem. Taa, to brzmiało głupio! Ale musiała mieć pewność. Wysiadła na stacji Gra Główna. Nagle zobaczyła przechodzącego obok Tappera Brad'a.
„Przyszedłeś się napić, Robaczku?” pomyślała złośliwie i podbiegła do niego.
-Hej! Miło cię widzieć, Prad.
-Brad!
-Ok, Brad. Byłeś w Tapperze? Mają tam niesamowite drinki! Znaczy ja oczywiście tylko o tym słyszałam. W ogóle, to nie wygląda, żebyś pił, wiesz?-kontynuowała swój monolog.
-Muszę iść!-przerwał jej.
-Ok... Pójdę z tobą!
-Nie możesz! To... To niebezpiecznie!
-Dla mnie nic nie jest niebezpieczne! Mogę odzyskać życie w dowolnej grze! Sama sprawdzałam.
-Sprawdzałaś?!?
-Taa... Kiedyś prawie mnie zeżarł cukro-rożec, a one potrafią ugryźć. Albo choćby moje prawie utoniecie w kisielu, czy też parę cegieł na łeb! A i postrzał też się zdarzył! Ja przetrzymam wszystko!
-...Ok, ale to nie jest miejsce dla dzieci.
-Nie jestem dzieckiem.
-I tak nie możesz iść.
-No dobra... Chociaż ubolewam nad tym.
Brad szybko odszedł w kierunku przejścia z napisem: Tylko dla personelu.
„To ty tutaj pracujesz, koleżko?”

poniedziałek, 5 maja 2014

 Alexandra (Alex) Fix-it
Niezwykle inteligentna 16-latka. Wzrost to jakieś 182cm. Dobrze wychodzi jej wydawanie rozkazów, strzelanie, bardzo wysokie skakanie oraz naprawianie i budowanie dziwnych maszyn. Zawsze optymistycznie nastawiona (chyba, że coś jej z miejsca nie przypasuje, wtedy żadna siła nie oderwie jej od przekonania, że coś jest nie teges). Najczęstsze zdanie jakie słyszy to "to co zrobiłaś, było odważne, głupie lub imponujące, sam do końca nie wiem jakie".

Gold Space level 1

Bum! Bum! Bum! Alexandra spojrzała w stronę drzwi salonu przez szybę automatu.
-Jadą nowi!!!-wrzasnęła-Nowy automat! Oby to była gra o Bambim! Albo o jakimś przystojniaku!
-To o Bambim, czy o przystojniaku?-Wanelopa zaśmiała się szyderczo.
-Wanelopa... Przystojniak, zdecydowanie. Aaa, to tylko kolejna strzelanka.-dziewczyna nie kryła rozczarowania.
-Chcesz w końcu sprawdzić, czy twoja machina działa, dzieciaku?-brunetka spróbowała odwrócić uwagę małej wynalazczyni.
-JASNE!!!-w oczach Alexandry pojawiły się niebezpieczne iskierki-Odpalamy!
Mówiąc to uruchomiła silnik.
-Jaaa! Działa! Juhuuu!-blondynka podskoczyła uderzając w sufit automatu.-Ajć!
-Zdolności po ojcu, a siła i wzrost po matce... Niebezpieczna mieszanka.-Ralph podszedł do nich.
-Hej, dzieciaki.
-Coś się psuje!-wrzasnęła Alexandra.
Rzeczywiście z maszyny wystrzeliwały ze świstem iskry, a całe urządzenie zaczęło się niebezpiecznie trząść.
-PADNIJ!!!-Blondynka pchnęła na ziemię Wenelopę i Ralph'a, a następnie sama skoczyła-Chronić głowy!
I w tym momencie maszyna wybuchła. Alexandra wstała pierwsza, jej włosy były rozczapierzone, a skóra osmalona.
-Za słaby dałam akumulator, do robala nędzy! I obwody grubsze by się przydały.
-Wow.-Wanelopa wstała będąc tak samo osmalona jak Alex.
-A co z obudową?-Ralph wyglądał tak samo jak reszta.
-Do robala jasnego! Już się nie przyda! Chyba, że młotka użyję! Tak, to będzie super! W nowej grze muszą mieć dobre akumulatory! I przewody! To pójdziemy do tej gry, z moimi rodzicami. Spytam się, czy wymienią akumulator i przewody za szarlotkę i taczkę cegieł!
-To jedziemy do „Gold Space”.-oświadczyła brunetka.
-”Gold Space”?
-No... tak! Na automacie pisze nazwę gry...
-Ok. Jedziemy!!!-krzyknęła Alexandra.
***
-Ktoś w ogóle wie co to za gra?-Tamora zadała pytanie, które dręczyło wszystkich. Na wszelki wypadek wzięła ze sobą całkiem pokaźny zapas broni.
-Jakaś gra wojenna z mnóstwem przemocy. Czyli coś dla nas, Mamo.-oświadczyła Alexandra.
-Bardziej ciekawa jestem, czy są tam mili ludzie?
-To „mnóstwo przemocy” i „mili ludzie” idą w parze?-spytał Ralph.
-Owszem!-odpowiedział Felix-Moja żona jest żywym dowodem!
-Przecież ona jest straszna!-zaprzeczył wielkolud.
-”Ona” tu siedzi!-oświadczyła podniesionym głosem Tammy.
-Dojechaliśmy!-Alex stanowczo spróbował rozrzedziła atmosferę. Zawsze ludzie robili, co tylko chciała, bo się jej bali. Nie powinna istnieć według programu. Nie jest do końca, ani z jednej gry, ani z drugiej. Tylko jej najbliższe otoczenie nie uważało jej za pomyłkę, czy też przerażającą usterkę.
-Wow, ale tu wielkich mięśniaków! Co o tym sądzisz Wanelopa?
-Żałuję, że mam na sobie strój od Landryny.
-A ja, że jestem cała od smaru. Przeklęte kółka zębate!
Nagle z tłumu wyłonił się wysoki, umięśniony i przystojny szatyn.
-Hey, Tammy! Nie no, nie wieżę, że cię widzę! W tej części gry nie ma twojej postaci.
Tamora odwróciła się wytrzeszczając oczy, co rzadko jej się zdarza.
-Brad! A w mojej części nie żyjesz!
Starsza blondynka zaczęła płakać ze szczęścia.
-Kochanie, kto to jest?-Felix, raczej wiedział kto to, ale chciał się upewnić.
-Jak śmiesz tak mówić do mojej narzeczonej!-wrzasnął gość, który ponoć miał na imię Brad.
-Jakiej twojej narzeczonej, to moja żona!-krzyknął w odpowiedzi niższy mężczyzna.
-CO!?! O czy on mówi, Tam?
-No, tak... Więc to jest mój mąż Felix, a to nasza córka Alexandra.
-Hej, miło mi pana poznać.-Alex wyciągnęła rękę szczerząc przy tym zęby w sztucznym uśmiechu.
-Wcale nie jest jej miło, tylko tak mówi grzecznościowo.-stwierdziła głośno Wenelopa.
-Ej, wcale nie!-blondyna szturchnęła brunetkę tak niezauważalnie, jak niezauważalny jest słoń na pustyni.
Gdy dziewczyny zaczęły cię przekomarzać Felix podszedł do Brad'a i wyciągną rękę, bo jest naprawdę miłym facetem. Bill jednak odtrącił jego dłoń.
-Myślisz, ze tak po prostu podam sobie rękę z gościem, który ukradł mi dziewczynę!?! W ogóle jak ci się to udało?!? Taki chudy, mizerny słabeusz. Pewnie bić się nie potrafisz! A co dopiero strzelać, czy czołg prowadzić!
-Ale potrafię naprawiać wszystko, czego dotknę! I mogę wysoko skakać!
Zapowiadało się na niezłą wymianę zdań, więc nawet Alex i Wenelopa zaprzestały swojej
niby-kłótni, aby posłuchać.
-Ok. Dobra, koniec panowie!-Tammy przerwała to zawczasu.
-Raz się zgodzę.-Alexandra poparła mamę-A w ogóle Brad, o ile naprawdę jesteś Brad'em, jakim cudem przeżyłeś połknięcie przez robala? Wdaje się to niemożliwe! A wszyscy, którzy to przeżyli
sami stali się robalami. Więc kim, a raczej czym tak naprawdę jesteś!?!
-Alex!!!-Tamora spojrzała na nią najbardziej karcącym spojrzeniem, jakim dysponowała.
-Nasza córka ma rację. Pamiętasz co stało się z Turbo? Więc jakim cudem to miałby być on!?!
-Mówisz tak tylko dlatego, że zaczynasz tracić grunt pod nogami!!!-Tamora wydarła się, tak jak ona potrafi-Wracamy do domu! Teraz!
-Ale nie mam jeszcze akumulatora i przewodów...-zauważyła Alex.
-Jazda!!!
***
Jadąc już kolejką Alexandra pochyliła się w stronę Wanelopy.
-Ten gość naprawdę mi się nie podoba...-szepnęła na ucho przyjaciółce.