poniedziałek, 26 maja 2014

Koniec Mitów cz.3

Annabeth radośnie skierowała się w kierunku Partenonu. To było bardzo niemądre, ale przecież zostawiła karteczkę. Co mogło pójść nie tak? Nagle poczuła uderzenie w tył głowy i legła na ziemi.

Obudziła się w jakieś grocie. Powietrze było ciężkie, a na ścianach wisiały znajome jej gobeliny. „Nie, tylko nie znowu Arachne!” Jednak wtedy spostrzegła postać siedzącą na tronie. Kobieta miała ziemistą skórę i zamknięte oczy.
-Gajo, obawiam się, że twój plan nie wypalił skoro jestem tu tylko ja!
-Pycha.-kobieta wyraźnie zaakcentowała, każdą literę tego słowa-Myślisz, że wszystko kręci się wokół ciebie? Błąd! Mój plan działa doskonale! Wszystko sprowadza się do miłości. Skoro ty tutaj jesteś wkrótce pojawi się tutaj Percy, a za nim Upadły.
-Upadły?
-Wy nazywacie go Nico. Kolejny zniewolony przez okrucieństwo bogów. Kiedy ostatnio widziałaś go uśmiechniętego? Gdy był dziesięciolatkiem. To nie jego wina. Ja tylko zamieram wyzwolić Anioła spod władzy Niższych.
-Niższych?-Annabeth naprawdę coraz mniej z tego rozumiała. Oczywiście, Angelo znaczy po włosku Anioł, ale nic poza tym...
-Niżsi to istoty, które wy nazywacie bogami. Ten chłopak posiada wielką moc. Wystarczy jedna jego łza, uśmiech, cokolwiek by mnie obudzić!
Annabeth wydała z siebie stłumiony okrzyk, gdy Gaja zmieniła formę.
***
-Dobrze ci poszło, Carter.-Sadie wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
-Dzięki, ale to nie było takie trudne.-już miał powiedzieć coś więcej, gdy dziewczyna zwymiotowała.
-Wszystko w porządku?-jej brat był bardzo przestraszony-Jesteś chora?
-Nie, wszystko w porządku.-uśmiechnęła się blado, choć po jej minie było widać, że kłamie.
***
Nico obudził się i krzyknął, gdy zobaczył, że jego rzeczy wręcz pływają w wysokiej na dwadzieścia centymetrów wodzie.
-Zabiję cię, Percy!!!-ale mówiąc to uświadomił sobie, że Percy przecież jest na Argo II. Więc jak to możliwe...? Usłyszał chichot na zewnątrz domku. Jak najciszej podszedł do drzwi i przyłożył do nich ucho. Tak, zdecydowanie ktoś tam był i nie mógł powstrzymać śmiechu. A raczej dwa ktosie. Z impentem otworzył drzwi, a woda zwaliła braci Conor z ganka.
***
Bianca nuciła jakąś włoską kołysankę.
-Nie znasz nic po angielsku?-Luke dosiadł się do niej na murze.
-Znam, ale ta jest moja ulubiona. Jest taka delikatna, wręcz krucha. Pewnie teraz mnie wyśmiejesz, ale zawsze uważałam, że ta melodia ma duszę.
-To rzeczywiście brzmi dziwnie, ale możesz mieć sporo racji.
-Serio tak uważasz?-dziewczyna spojrzała na niego swoimi wielkimi ciemnobrązowymi oczami.
-Oczywiście.
Bianca była taka podobna do Thalii, ale delikatniejsza. Bardziej dziewczęca.
***
Felix przytulił jednego z przywołanych przez siebie pingwinów. „Zawsze wszystko psuję...” Może nie było w tym za dużo racji, ale on nie mógł dojrzeć w sobie nic specjalnego. Ot to zwykłe blond chuchro. I jeszcze ten jego pech.
***
Gaja wyglądała teraz zupełnie jak Percy. Pomijając złowrogie zamknięte oczy.
-Ale miłość podziała najlepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz