Wansday ma 18,5 lat. Wbrew oczekiwaniom została delikatną romantyczką, a nie sjocjopatkę ze skłonnościami do ludobójstwa. Po za tym ma dosyć wszechobecnej czerni i celebracji śmierci.
Niektóre imiona mogą nie zgadzać się z oryginałem, gdyż zostały spolszczone.
„Żeby tylko nie zobaczyli”
mruczała pod nosem. Zapięła złoty łańcuszek z zawieszką w
kształcie serca, prezent od Joel'a. Uśmiechnęła się tak
serdecznie, że pewnie rodzice gdyby ją teraz zobaczyli odesłali by
ją do psychiatryka. Drogą ekspresową.
-Wensday, od dawna mnie już nie
torturowałaś! Coś się stało?-pod koniec tych słów Parsliey
zobaczył siostrę. Ups. Wensday ubrana była w nasyconą zielenią
sukienkę i lekko ciemniejsze balerinki. Miała też złoty łańcuszek
i delikatny pierścionek. Włosy były rozpuszczone, a na wargach
połyskiwał delikatny błyszczyk.
-To nie to co myślisz!!! To tylko
naśmiewanie się z tych walniętych, kolorowo ubranych ludzi.
Nie uwierzył w to.
-Kim jesteś i co zrobiłaś z moją
siostrą!?!
Nie odpowiedziała, po prostu wyszła.
Zbiegła po schodach i już chciała wyjść z domu, gdy zobaczyła
swoją matkę przy jej ulubionym zajęciu. Obcinaniu różom pąków.
„Zaraz, czy to są...?”. To były kwiaty, które wczoraj przesłał
jej Joel.
-Mamo! Jak możesz!?!-Wensday krzyknęła
wyrywając z rąk matki jeszcze nie do końca zniszczone róże.
-Córko, czy ty nosisz...?-dziewczyna
nic już nie słyszała, gdyż wybiegła z domu. W biegu chwyciła
leżącą pod jej oknem torbę. Zrzuciła ją chwilę przed wejściem
Parsley'a do jej pokoju. Od dawna to planowała. Z bagażem
zarzuconym na ramię skierowała się w stronę przestanku
autobusowego.
***
-Dorastanie! Rozchwiane hormony!
Depresja! Palenie! Picie! Ćpanie! Rozumiem! Ale ucieczka z
domu!?!-nadzierał się Gomez.
-Co zrobiliśmy nie tak?-Morticja
obcinała po kolei pączki wszystkich kwiatów znajdujących się w
pomieszczeniu. To ją uspokajało.
-Co za nieodpowiedzialność!-stwierdziła
babka.
-Gdzie Wansday?-zapytał mały Hubert.
Rozległ się huk. Fester siedział
lekko osmalony.
-Przepraszam. Spaliłem
instalację.-runął na ziemię.
-Chyba wiem, gdzie może
być...-powiedział Parsly.
***
Wansday nie mogła uwierzyć w swoje
szczęście. Siedziała na hamaku razem z Joel'em, któremu
szczęśliwie udało się odczulić na większość problematycznych
dla niego alergenów.
-Kocham cię, wiesz?-spojrzała w jego
piwne oczy.
Nie odpowiedział jej, tylko ją
pocałował. To było takie słodkie i delikatne, ale również
bardzo romantyczne. Gdy oderwali się od siebie wplótł w jej włosy
różowy kwiat. Patrzyli sobie prosto w oczy. Zachód, hamak,
kwiatki, motylki. Po prostu full romantic.
-Wansday!!!-nagle rozległ krzyk
Gomeza-Idziemy do domu już!-mówiąc to zaczął ciągnąć ją za
rękę.
-NIE!!!-dziewczyna wyrwała się-Nigdzie
nie idę! Nie zmusisz mnie! A jeśli, to pójdę do sądu starać się
o niezależność! Wierz mi! Każdy sąd mi ją przyzna!
***
Jakieś pół godziny później Wensday
i Joel stali razem na niewielkim pagórku.
-Dobrze, że się z nimi
pogodziłaś.-powiedział chłopak.
-Tak. Racja. Jeszcze tylko pół
roku...-dziewczyna spojrzała w oczy chłopaka.
-...i zawsze będziemy
razem.-dokończył.
Złączyli się w głębokim pocałunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz